MAIN

piątek, 30 marca 2018

KANAŁ BURZOWY NR 1

Na czym to skończyliśmy poprzednią lekcję ... Dawno nie było o kanałach, więc zapomnieliśmy. Aha. Kanały dzielą się na kolektory i burzowce. Z grubsza ujmując sprawę, kolektory biegną równolegle do Wisły i płynie nimi kupa, burzowce prostopadle do Wisły i nie płynie nimi kupa. Przynajmniej w teorii, bo sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Kanały Lindleya kryją zagadki, o jakich nie śniło się filozofom.
Kolektory przesyłają ścieki, łącząc się w jeden główny kolektor Bielański. W międzyczasie przecinane są burzowcami, które odbierają nadmiar wód opadowych i kierują je wprost do Wisły. To wszystko w wielkim skrócie i według stanu rzeczy sprzed osiemdziesięciu lat. W miarę rozwoju miasta, sieć kanalizacyjna ulega nieustannym przeobrażeniom. Aby chociaż z grubsza ogarnąć zagadnienie, w naszych badaniach zajmujemy się wyłącznie kanałami wybudowanymi w latach 1883 do 1938. Nowsze konstrukcje są na razie odłożone na przyszłość. 
Trzeba się spieszyć zwiedzać stare, coraz częściej odchodzą. Jednak wiele z nich, mimo upływu wielu lat cały czas działa. Były wykonane porządnie i z najlepszych materiałów. Dziś technologia jest zupełnie inna. 
Jak już pisaliśmy kiedyś, budowa kanalizacji w Warszawie była ogromnym przedsięwzięciem. Powstawała całkowicie od podstaw i pochłonęła ogromne środki, którymi miasto nie dysponowało. Na budowę pierwszych kanałów zaciągnięto pożyczkę w wysokości miliona rubli. Pozwoliło to na zaspokojenie podstawowych potrzeb, z otwarciem furtki projektowej dla przyszłej rozbudowy sieci. 
Projekt Lindleya zakładał późniejszą rozbudowę kanałów, a także całkowite przebudowywanie istniejących, w miarę rozwoju miasta. I tak w roku 1883 w Warszawie istniało 177 metrów kanałów, podczas gdy w roku 1938 było ich już 340 kilometrów. Liczba mieszkańców przez ten czas zwiększyła się trzykrotnie. 
Największe prace kanalizacyjne miały miejsce zaraz po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu niepodległości. Pierwotna sieć kanalizacyjna przewidziana była dla miasta, liczącego 300 tysięcy mieszkańców. W roku 1918 Warszawa znacznie się powiększyła, z powodu włączenia w jej obręb dotychczasowych przedmieść. Co za tym idzie, zwiększyła się też liczba ludności i liczba produkowanych przez nią kup. 
Kolejnym problemem był brak rozgraniczenia kanalizacji deszczowej i ogólnospławnej, co w znacznym stopniu zmniejszało jej drożność. Pisaliśmy o tym już kiedyś. 
W roku 1924 powołano Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, jako niezależną instytucję, zarządzającą i pobierającą opłaty za korzystanie z sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Miała ona dokonać napraw po zniszczeniach wojennych, a także przystosować sieć do istniejących potrzeb.
Pierwszym poważnym zadaniem, było opracowanie w roku 1927 "Projektu kanalizacji Wielkiej Warszawy", pod kierunkiem profesora Karola Pomianowskiego. W ramach tego przedsięwzięcia powstało wiele perełek, które z radością eksplorujemy. 
Ale wracając do naszego kanału. Namierzyliśmy go już rok temu, jednak z powodu wiosennego załamania pogody, zmuszeni byliśmy przełożyć naszą wycieczkę. Pogoda ostatnio jest bardzo niestabilna - pada praktycznie przez cały rok, dlatego sezon kanałowy mocno się nam zawęził. Aby tu wejść przyszło nam czekać cały rok. 
Miłośników wypraw kanałowych przepraszamy zatem, że musieli tyle czekać. My również czekaliśmy jak na szpilkach. Jednak wchodzenie do kanału przy niepewnej pogodzie jest skrajnie niebezpiecznie, dlatego do czasu nastania mrozów musieliśmy zachować wstrzemięźliwość. 
W czasie poprzedniego sezonu położyliśmy nacisk na burzowce, jednak nie zdążyliśmy zwiedzić wszystkich. Nadszedł czas by uzupełnić braki. 
Święta księga stworzenia wszechświata z roku 1879 mówi o planach budowy kanału burzowego numer 1, pod ... no własnie, nie możemy powiedzieć gdzie, żeby nie zdradzać lokalizacji. Miał to być pierwszy kanał burzowy, posunięty najbardziej na południe, dla całej przestrzeni miasta, w granicach takich w jakich było wtedy zabudowane. 
Gdzieś pomiędzy kanałami głównymi B i C, zbudowano po obydwu stronach ulicy dwa kanały klasy II - o wymiarach 0,70 x 1,05. W normalnych warunkach kanały te odprowadzały brudne ścieki do kanału C. Podczas ulewy służyły do odprowadzania nadmiaru wód z kanału B. 
Nic dziwnego, że tak małe kanały okazały się niewystarczające, dlatego w latach 1928-29 wybudowano nowy kanał burzowy z kolektora B do C.
Kanał dzwonowy ma wymiary 1,90 x 2,125 m.
Koniec, tzn. początek burzowca ma charakter pokazowy.
Jeśli wpuszczani są tu specjalni goście, zapala im się światło. 
My też nie wypadliśmy szczurowi spod ogona. 
Przelew burzowy jest bardzo ciekawy.
Na końcu znajduje się wanna. 
Ponad poziomem wanny można zażyć błotnej kąpieli. 
Ponad głowami przewalają się masy ludzkie. Tutaj zalegają masy kałowe :)
Kto wie co jest lepsze :)
Co znajduje się na górze nie powiemy, aby nie zdradzać lokalizacji :)
Kto by mógł się powstrzymać ... :)
Kiedy zwęszyliśmy kanał, tak szybko z niego nie wyjdziemy. Kolejne odcinki niebawem. A tymczasem zakręcamy kurek z gazem, tzn. z gównem ... :) Do zobaczenia !

środa, 21 marca 2018

PRASKA WIOSNA 5

O czym marzy pszczoła, gdy w sen głęboki wpada, 
O to nam niepszczołom pytać nie wypada.
Z kwiatka na kwiatek bzyka z zachwytu,
Lecz łapie ją w próchniaku nieznośna lepkość bytu. 
Dziś pierwszy dzień wiosny. Przynajmniej niektórzy tak twierdzą. Udajemy się zatem jak co roku na wagary na Pragę.
Zastanawiacie się pewnie skąd wzięła się nazwa tego cyklu. My sami tego nie wiemy. Pewnie dlatego, że Praska Wiosna brzmi lepiej, niż Syfilis. Praskie próchniaki niestety nie należą do najczystszych. Łatwo tu w coś wdepnąć, albo coś wynieść, a my z obiektów wynosimy tylko zdjęcia, więc w tej części Warszawy bywamy dosyć rzadko.
Ale praskie próchniaki też są godne uwagi i również warto je zwiedzać, jednak paradoksalnie nie powinno się robić tego wiosną. Najlepiej wybrać się zimą i przy dużym mrozie :) Ale nie ma co marudzić, zaczynamy !
Nasz dzisiejszy próchniak stanowi wyjątek. Nie był za bardzo obsrany. Może dlatego, że został niedawno opuszczony. Tak czy inaczej jesteśmy miło zaskoczeni.
Na początek możemy zobaczyć tradycyjne wyposażenie próchniaka.
Jest całkiem świeżo. Nawet woda została w akwarium. Chciało by się rzec, że wygląda tak, jakby ryby właśnie wyszły po bułki :)
Nowożytne plakaty świadczą o niedawnej bytności mieszkańców. Poza tym obiekt nadgryziony jest mocno zębem czasu.
Widać, że nowe budownictwo to to nie jest. Za dużo rozpisywać się nie możemy, żeby nie zdradzać lokalizacji :)
Kamienica pochodzi z roku 1914 i wybudowana została przez rodzinę posiadającą dwie garbarnie na Woli.
Nawet jeśli pozostawili po sobie jakieś złoto, to ktoś już nie omieszkał sprawdzić :)
Na Woli węgla nie wydobywali, za to przemysł garbarski był mocno rozwinięty. Właściciele tych garbarni zmuszeni byli stawiać swoje próchniaki aż na Pradze, aby smród nie dolatywał im do mieszkań.
Praga zaczęła się wtedy rozwijać. Atrakcyjne tereny i bliskość metra (w perspektywie) zaczęły kusić deweloperów.
Po dawnych właścicielach nie pozostało pewnie zbyt wiele, ale jak wiadomo próchniaki to kopalnie osobliwości.
Pray hard, party hard !
Odnaleźliśmy między innymi pakiet pocisków z pierwszej wojny.
To też typowy obrazek w kamienicach. Kiedy po wojnie zostały upaństwowione, wielkie mieszkania dzielono na małe klitki, aby zasiedlić jak najwięcej proletariatu. Większość mieszkań posiada małe wanienki i małe kibelki.
Niestety pozostawione rzeczy osobiste są również częstym widokiem. Listy czy zdjęcia bywają na porządku dziennym. Za jakiś czas oglądać będziemy w próchniakach jedynie pozostawione smerfony z messengerami.
Sztuka epistolarna nieuchronnie wymiera. A szkoda. Kochający Andrzej pisze z wojska. Wysłał nawet kilka naboi, które znaleźliśmy przed chwilą :)
Tutaj widzimy doskonały przykład próchniaczego stylu eklektycznego. Stary kaflowy piec doskonale współgra z plastikowymi panelami.
Można ? Można :)
Tutaj chyba zdobienia zachowały się w oryginale. Widać, że nie mieszkało tu byle pospólstwo.
Nasz dzisiejszy obiekcik był jednym z najnowocześniejszych próchniaków na Pradze. Posiadał instalację elektryczną, dostęp do wodociągu, a kupy wypływały z niego wprost do nowiutkiego kolektora I. Jest to główny i najpiękniejszy kolektor na Pradze. Będziemy jeszcze o nim mówić. 
Można skorzystać, żeby zasilić Lindleya. Dziś kolektor ma około 110 lat. Wtedy był świeży i pachnący nowością. 
Ciąg dalszy wyposażenia próchniaczego. 
Wyposażenia pozostawionego przez lokatorów jest sporo. Wygląda tak, jakby po reprywatyzacji, dopiero co zostali wyrzuceni przez czyścicieli. 
Podobno ta właśnie było, ale my nie znamy sprawy, to się nie wypowiemy - LINK
Sponsor dzisiejszego odcinka.
Coś tu komuś wypadło. W razie czego powiemy, że to nie nasze :)
Próchniak okazał się nie taki straszny. Jako że wpisano go do rejestru próchniaków, ma zostać odremontowany i przekształcony w apartamenty. Pewnie łazienki zostaną powiększone. Ale raczej tego nie sprawdzimy, bo po remoncie nas pewnie nie wpuszczą, żebyśmy nie nabłocili. 
Zostało nam jeszcze kilka praskich próchniaczków do wstawienia. Może się uda to zrobić przed kolejną wiosną. No i kanały też wzywają. Nie ma zatem co dłużej gadać, tylko trzeba robić :)
Do zobaczenia !