Wybierzemy się dziś na krótką wycieczkę do dawnych zakładów Polleny na Warszawskiej Pradze. Tak jak inne podobne obiekty, ten również przeszedł różne koleje losu, podczas swego ponad stuletniego istnienia. Produkował głównie środki czystości, a w czasie II Wojny na potrzeby niemieckiego wojska. Nazwa "Uroda" pochodzi z okresu powojennego.
Więcej nie będziemy pisać, gdyż nie jesteśmy wiarygodnym źródłem informacji - pokażemy za to fotki (i oczywiście mamy nadzieję na zaopatrzenie się w darmowe szampony) ...
Pewnie wielu z was przejeżdżając ulicą Szwedzką zwróciło uwagę na charakterystyczne ceglane zabudowania.
Jednak kamery miejskiego monitoringu, jak i te przemysłowe mogą także zwrócić uwagę na was...
Dlatego warto stosować się do zaleceń - używać latarek tylko jeśli to konieczne, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.
Pollena wita nas piękną zielenią (zapewne efekty rozlanych chemikaliów).
Pierwsza hala jest opustoszała.
Trzeba poszukać czegoś ciekawego.
Trochę czołgania ciasnym tunelem jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Oby tylko nie dotykać niczego pochopnie.
Licznik się kręci ...
Działające trafo. Słychać wyładowania elektryczne. Do tego na podłodze stoi woda ...
Ja tylko zrobię kroczek ...
i co, może jeszcze każecie wytrzeć buty? :)
Ciekawe co się stanie ...
Tak się kończy niestosowanie się do ostrzeżeń na tabliczkach.
Wypełzamy tą samą drogą.
Zabytkowe piece. Po bliższym spojrzeniu zdają się mieć twarze.
Jeszcze jeden rzut okiem na piece (mieliśmy dużo czasu, gdyż trzeba było tu przeczekać ochronę, która zaalarmowana przekręceniem przełącznika "Oświetlenie terenu" zaczęła się nami interesować...
To wygląda znajomo :)
Mini kowadełko.
Ochrona się oddaliła, można ruszać dalej. Zaglądamy piecom do paszcz.
Wczołgaliśmy się gdzieś.
Rura zamieniła się w ceglany tunel.
Po kilku zakrętach doszliśmy...
do komina.
Wchodzenie na niego nie jest zbyt bezpieczne, szczeble są małe i ułożone pod kątem.
Do tego robienie zdjęć jedną ręką nie jest zbyt wygodne.
Jak to mawiał klasyk : "Nie weszłeś!"
a jak mawiał inny : "Gary muw ałt!"
Nie wszystko rozkradli ...
Tu siedział ptak, który uciekł.
Przechodzimy do kolejnych budynków. Okazuje się, że teren jest bardzo rozległy.
Stare czasy ...
Znowu te beczki z zombie ...
A tu już byliśmy :)
I tu też.
W obiekcie znajduje się wiele tabliczek, niektóre są intrygujące ...
Znowu te przełączniki ...
Aż strach wchodzić ...
Tutaj zapewne trwały ukryte badania nad bronią chemiczną.
Na podłogach znajdujemy tajemniczą ciecz.
Na stryszek, ale chodzenie po nim nie jest rozsądne.
Ludzie nie mają w oknach firanek, bo przecież kto będzie na nich patrzeć z opuszczonego budynku ... (były momenty :):) )
Na daszek.
Wieje i pada :)
Ooo, są tu nawet niepotłuczone szyby, kultura!
Zachował się też szperacz.
W fabryce w dalszym ciągu można zaopatrzyć się w doskonałe kosmetyki, które dodadzą nam urody, pomimo iż ich termin ważności dawno już upłynął ...
Do zobaczenia!
chyba też muszę się tam wybrać - zawsze podobał mi się ten budynek z zewnątrz :)
OdpowiedzUsuńJedna z Waszych najciekawszych wypraw dla mnie! A te piece - niepowtarzalne :) 24 lata mieszkałam na Pradze Południe, ale o Szwedzkiej nie słyszałam :D
OdpowiedzUsuńFakt, piece są niesamowite... takie smutne i trochę nawet straszne.
OdpowiedzUsuńZacnie było i ten rajski napój spożyty na dachu rzecz niezapomniana.
OdpowiedzUsuńDzięki za wspólną wyprawę.
Rewelacyjne fotki ! :)
OdpowiedzUsuńA jak się ma sprawa z ochroną? Dużo gestapowców? Jakieś zakapiory ruchliwe czy raczej dziadki stetryczałe? Bo mnie to zawsze denerwuje jak mi się tam plątają po terenie zamiast jak Bóg przykazał w pakamerze swojej siedzieć! :P