Było piękne wrześniowe popołudnie, kiedy wybraliśmy się na tradycyjne urbexowe przypały. Niestety po raz kolejny przypał okazał się większy, niż zwykle, gdyż jak mówi stare indiańskie porzekadło : Nie wszystko co wygląda jak urbex, musi być opuszczone.
Ale sprawdzić zawsze trzeba.
Na pierwszy ogień trafił się wątek kanałowy :)
oraz parę stówek górką.
Jeszcze piwko.
Prezentacja urbexowej mody, dziś papacha, majstra Stacha (zachował się jeszcze jego oryginalny zapaszek).
Nie ma warsztatu, bez z gołą babą plakatu.
A jak lepiej się poszwędasz, znajdziesz jeszcze z gołą babą kalendarz.
Teren jest zakrzaczony, ciężko się idzie, ale jesteśmy mniej widoczni.
Miejscami krzaczki są niższe.
Dotarliśmy do rampy kolejowej.
Namierzamy pierwszych cieciów. Ich kroki roznoszą się po trotuarze :)
Strefa przypału.
Odczekujemy tu chwilę, za rogiem zaparkowała Toyota Yaris z ochroną. Każdy ruch może spowodować, że nas namierzą. O ile jeszcze tego nie zrobili.
Odczyty na wskaźnikach plasują poziom przypału na solidnej siódemce.
Polacy nie gęsi i swój przypał mają.
Niestety doszło do konfrontacji. Skakanie w pośpiechu przez drut kolczasty nie należy do przyjemności. Może następnym razem zaatakujemy obiekt z innej strony. Do zobaczenia.
Czujna straż przednia!
OdpowiedzUsuńa ten krzak to zapewne holenderska odmiana rododendrona :)
OdpowiedzUsuńtez tak miałem , dziad wyskakuje z dupy i mi gazowcem macha przed nosem..żarty żartami ale nigdy nie wiadomo co taki ma w głowie
OdpowiedzUsuń