MAIN

wtorek, 26 stycznia 2016

MODERNISTYCZNY KONSTANCIN

Konstancin nie tylko próchniakami stoi. Przekonaliśmy się już o tym zwiedzając papiernię. Tzn. przekonalibyśmy się, bo przecież nas tam nigdy nie było.
Konstancin to trudny teren do penetracji. Ciche i spokojne uliczki, na których słychać każdy krok. Rezydencje, szczekanie psów. Każdy obcy od razu jest podejrzany. Często łatwiej jest gdzieś wejść w centrum Warszawy.
Tymczasem gdzieś na uboczu, po środku lasu, potknęliśmy się o taki obiekcik. 
Na początku poruszaliśmy się bardzo powoli, ponieważ nie było pewności czy to opuszczone czy nie. 
Jeżeli opuszczone, to od bardzo niedawna. 
Przed wejściem trzeba popatrzeć, poobserwować, obejść dwa razy dookoła. 
Wiemy już chociaż co tu było. Wita nas cały przekrój tabliczek. Trzy z zakazem palenia i jedna ze sponsorem dzisiejszego odcinka. 
Na wejściu mamy telewizorek. Jednak zamiast filmów można obejrzeć siebie. Dziwne. Może to kanał dla zadufanych w sobie. 
Jeśli chodzi o opuszczone szpitale, to rzeczy z nich bywają raczej wynoszone.
Tak świeży i nie zdewastowany obiekt nie trafia się często. Chodzimy na palcach, żeby nie pobudzić pacjentów. 
Na korytarzach panuje spokój i porządek. 
Toalety czyste ...
Po ciemku słabo się zwiedza ...
Wracamy za dnia. 
Kształty budynku wydają się bardziej interesujące, pokazują inne oblicze. 
Przy okazji wykazujemy tęsknotę za latem, ciepłem i niechęć do mżawki, roztopów i błota. 
Co prawda budynek niewysoki, ale skoro jest winda to możemy skorzystać. Niestety nie działa. Jak później się dowiemy, pacjentom było to też nie w smak. 
Kalendarz zatrzymał się na przełomie 2012 i 13. Oddział został przeniesiony w inne miejsce, też w Konstancinie. Powody przeniesienia nie są nam znane. 
Dzięki kluczom możemy zwiedzać do woli wszystkie pomieszczenia. 
Tabliczka dotyczy wysokości budynku, czy długości korytarza ? Jedno i drugie nie wygląda na tyle. 
Hmm
Trochę nam się chyba to wyposażenie nie zgadza ...
Pacjenci ośrodka oprócz leczenia mieli zapewnioną również rozrywkę. 
Nic dziwnego, że winda nie działa. 
Próbujemy coś zaradzić, ale niestety padł silnik. 
Pomimo wielu niedogodności jakoś udało się nam wdrapać na dach. 
Pozostało trochę sprzętu ...
i podręczniki ... Poczytamy i możemy zacząć przyjmować. 
W sali zabiegowej zostały płyty z muzyką dla pacjentów. Niektóre całkiem niezłe kawałki. 
Zwiedzimy jeszcze pomieszczenia techniczne.
Nie skomentujemy.
Ładne szybki teraz widziane z drugiej strony :)
Szklanka cztery złote kosztuje, a on dobra dobra i nie zapłacił. 
Szpital Kardiologiczny w Konstancinie kojarzyć będzie nam się miło. Aby go zdobyć poświęciliśmy wiele wieczorów, jednak duży wysiłek połączony z pracą zespołową ostatecznie zaprowadził nas do celu.  
Dziś nie ma czego zdobywać. Nie ma prądu, nie ma ciecia, a w pustych pomieszczeniach bez okien hula wiatr. 
Być może nie ma już nawet obiektu, ale my wiemy to tylko od innych osób. 
Nie chcieliśmy tego sprawdzać. Dla nas ten szpital pozostanie w pamięci jako świeży, nietknięty i stanowiący duże wyzwanie. Śpij słodko aniołku. Dobranoc. 

4 komentarze:

  1. łoł. ciekawy socmodern. nawet łupinka przed drzwiami jest.
    czy to jest to rządowe sanatorium na (w?) Królewskiej Górze, gdzie bawił po zawale Miron Białoszewski?

    OdpowiedzUsuń
  2. A do piwnic nie zawitaliście??? O_o

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czytam, oglądam i myślę że dzięki waszym wyprawom i relacjom z nich ocalacie od zapomnienia właśnie takie perełki jak powyższy szpital. Fajnie że jesteście.

    OdpowiedzUsuń
  4. a jeśli już jesteśmy w Konstancinie to pamiętam że na działce przylegającej do ośrodka Tabita były jakieś górki oraz ogrodzenie z drutem kolczastym wskazujące że był tam fort czy cuś podobnego. Ludzie z ośrodka mówi że są tam jakieś ruiny. Plotek o ruinach nie sprawdziłem więc może jak byście byli kiedyś w pobliżu... mozliwe też że jest już po temacie i teraz stoi tam piękna willa z basenem

    OdpowiedzUsuń