MAIN

czwartek, 10 kwietnia 2014

PRÓCHNIAKI Z RADOŚCI

Kiedy w Warszawie kończą się obiekty do zwiedzania, a te zwiedzone są zbyt przypałowe, żeby publikować zdjęcia, alternatywą może być zwiedzanie próchniaków. Czasami można zaliczyć rekreacyjny spacerek, który w tym przypadku przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. 
Próchniaki - drewniane domki występujące pod Warszawą, szczególnie w kierunku południowo - wschodnim. Pozostają w różnym stadium rozkładu i zawierają różną ilość wyposażenia. Dostępność do nich też jest różna - od otwartych do bardzo przypałowych. 
Cechą charakterystyczną jest położenie w bliskim sąsiedztwie innych - zamieszkanych domów, a wejście na teren powoduje rozszczekanie się psów w całej okolicy. 
Próchniaki są dobrą odskocznią do od wielkomiejskiego gwaru i przypału. Chociaż niejednokrotnie przypał może być większy niż w mieście. 
Dostęp do typowego statystycznego próchniaka jest różny. Można napotkać otwarte drzwi, a innym razem trzeba nieco pokombinować. 
Wyposażenie też może być różne - od smrodu i kału, po rzeczy nietknięte od czasu wyprowadzki lokatorów. 
Niektóre są puste, w innych można wdepnąć na menela. 
Generalna zasada podczas zwiedzania próchniaków - im mniej świecisz, tym mniej jesteś widoczny. 
Dzisiejszy wpis zawiera fotki z całonocnej wyprawy i zwiedzenia wielu próchniaków. Staraliśmy się przebrać fotki, ale nie bardzo się udało. Niektóre ze zdjęć będą oczywiście drastyczne. 
Zdjęć z zewnątrz raczej nie będzie, ponieważ w ferworze walki nie było na to czasu.
Typowy próchniak wygląda raczej tak, syf i kiła, ale w Warszawie nawet to by rozkradli. Chociaż przecież to też Warszawa. 
Ważnym elementem jest piec kaflowy, obowiązkowo z wyprutymi drzwiczkami (w celu ich sprzedaży lub poszukiwania ukrytego żydowskiego złota). 
Szafa na w
Oraz inne bibeloty.
Pod podłogami możemy czasami odnaleźć ukryte pomieszczenia, w których w czasie wojny być może ktoś się ukrywał. 
W tym akurat ukrywał się pianista.
Drewniane stryszki ze skrzypiącą podłogą ...
skrywają wiele starych papierów.
Koczujące na dole menele krzyczą, żeby wypie**alać, ale stan w jakim się znajdują (gorszy niż stan próchniaka) uniemożliwia im swobodne przemieszczenie się do nas.
Świeża prasa ...
i zapas miodu. 
Zapomnieliśmy sprawdzić czy są drzwiczki (i oczywiście czy jest złoto !)
Piwo z butelek opatrzonych takimi etykietkami piliśmy jak mieliśmy 3 lata. Łezka się w oku kręci. 
Aż strach pić.
Ten próchniak wchodzi w końcową fazę rozkładu. 
Widać, że penetrował tu jakiś cyklista kiedy doszło do tąpnięcia. 
Pająki jak konie.
Udajemy się do kolejnego próchniaka położonego w lesie. Znajdujemy po drodze różne materiały propagujące ochronę lasów. To miłe, że ktoś o tym myśli. 
Ten próchniak, choć nie wygląda, będzie główną atrakcją dzisiejszego odcinka. 
Jest to mały zakładzik rzemieślniczy, połączony z domem właściciela.
Gdyby penetracja była mało owocna, już wiemy gdzie składać reklamacje. 
Maszyna produkcyjna. Na razie nie wiemy co tu wyrabiano, ale zaraz się dowiemy. 
O tym co było tu wytwarzane dowiadujemy się z kompletnej dokumentacji, jaką pozostawiono.Z pokaźnego zbioru umów o pracę można wywnioskować, że rotacja personelu była duża. 
Czy będąc nad morzem zdarzyło Wam się kupić wisiorek lub broszkę z bursztynem? Teraz wiecie skąd one pochodzą. 
Gotowe formy bursztynu, które następnie zostaną pocięte i przerobione na wisiorki. Raczej zostałyby, gdyby zakład nie był opuszczony. 
Otwieramy szafę, a tam ... 
żydowskie złoto !!!
Skoro zakład renomowany, nie mogło zabraknąć również tego. Edycja niemiecka, wtedy w Polsce bobry były cenzurowane:) Nawiasem mówiąc świadczy to o tym, ze właściciel był miłośnikiem podróży, jak również koneserem piękna kobiecego ciała - o czym przekonamy się niebawem (uwaga - zdjęcia drastyczne). 
Sam właściciel, pan M. był człowiekiem światowym i z klasą. Woził się Dużym Fiatem. 
Był przystojny i uwodzicielski. Wyglądał jak polski James Dean. Kobiety za nim szalały. 
To samo zdjęcie kilka lat później. 
Pani B. opala się nad Wisłą. Była tak piękną kobietą, że w tym jednym przypadku nie zasłoniliśmy twarzy. Mamy nadzieję, że się na nas nie pogniewa. 
Po paru latach ...
Wchodzimy do salonu Państwa M. Tutaj czas się zatrzymał. Wygląda na to, że od opuszczenia nikogo tu jeszcze nie było. 
Zdjęcie archiwalne zrobione w tym miejscu. Z wielu zdjęć które mieliśmy okazję tam zobaczyć można dowiedzieć się, że Państwo M. lubili urządzać wystawne i zakrapiane kolacje. 
Balkonik świadczy o tym, że Pan M. doczekał w tym domu starości (może nie żyje)
W kuchni wzorowy porządek, widać, że mieszkała tu perfekcyjna pani próchniaka.
Pudełka pełne wisiorków, które nie zdążyły pojechać nad morze. 
Charakterystyczna makatka nad łóżkiem. 
Tutaj w okresie użytkowania. Pan M. w trakcie zakrapianej kolacji.
Dziwne uczucie wchodzić w czyjeś życie, ale zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić.
Na wyrabianiu biżuterii pan M. zbijał kokosy. Część jego fortuny zachowała się do dziś, co widać na załączonym zdjęciu. 
Pan M. znany był ze swojej słabości do pięknych kobiet. Nie wystarczały mu one jednak, gdyż w jego salonie ujawniliśmy pokaźną kolekcję fachowych czasopism. 
Archiwalne numery Catsa ! Czytało się w przedszkolu. Łezka się w oku kręci. 
Dom Państwa M. w detalach.
Dzień Dobry, poproszę Gazetę Prawną, Rzeczpospolitą i Color Spermę :)
Zdjęcie wyszło nieco prześwietlone, więc nie widać skali żubra.
Znajdź :)
Oprócz tego, że był podróżnikiem i kobieciarzem, pan M. był również audiofilem. 
Zdaje się, że to kolejny próchniak, ale straciliśmy już rachubę.
Lokator po trudach dnia, był podwożony z baru wprost do łóżka. 
WTF !
Są drzwiczki !
I kolejny próchniak, tym razem w stanie końcowego rozkładu. 
Koniec na dzisiaj tych próchniaków, bo zaczyna świtać. 
Na koniec, pokażemy jeszcze kilka zdjęć z sercowych podbojów pana M. 
Widać, że zakład dobrze prosperował. 
Ze znalezionej dokumentacji dowiedzieliśmy się jeszcze, że pan M. był także hodowcą psów. Nie napiszemy jakiej rasy, gdyż jest ona dosyć rzadka i ktoś mógłby skojarzyć nazwisko. Proszę zwrócić uwagę na pewien szczegół na zdjęciu :) 
Tym razem dawna Warszawa. Chyba Marszałkowska i Królewska. 
I na łonie natury. Idealna sylwetka pani, podkreślona przez stylowy kostium. 
I to by było na tyle, ulatniamy się. Dziękujemy za wspólną wycieczkę grupie K.G.B. Do zobaczenia !

8 komentarzy:

  1. Zdjęcie z pieskiem genialne! A ten archiwalny Playboy z BB to może mieć nawet niezłą wartość kolekcjonerską :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystkie te kolekcjonerskie egzemplarze!

      a tak serio, to niesamowite są takie okruchy życia utrwalone w bursztynie... hmmm spuścizny materiaalnej i fotografii ;-)

      Usuń
  2. Super blog :) podobają mi sie wasze opisy z wyprawy, podążamy w podobnym stylu. Wrazie W zapraszam na hektor1986.blogspot.com ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra robota! Nie boicie się, że kiedyś któryś z takich pruchniaków zwali wam się na głowy??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czegoś trzeba umrzeć, śmierć jest nieunikniona, jak podatki, korki w Markach, czy kolejki w Lidlu.

      Usuń
  4. Kiedyś porządkowałem mieszkanie po zmarłej osobie - wiem, że nie jest to robota lekka i na jeden dzień, ale jednak skala burdelu zdokumentowanego w Waszych postach, tym i dziesiątkach wcześniejszych, mnie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy czyścicielami kamienic :) Trzeba było nas zawezwać :)

      Usuń