MAIN

piątek, 17 października 2014

UCIECZKA Z KINA TĘCZA

Małe, kameralne kina odchodzą w niepamięć. Budynki po nich zostają zaadaptowane na inny rodzaj działalności, aby przynosić zysk, lub po prostu wyburzane. Takie kina miały swój klimat. Aż chciało by się do tego wrócić, zasiąść na trzeszczącym krześle, a po seansie iść do parku, pokarmić szczury ...
Tak jak pisaliśmy niedawno, biorąc do ręki repertuar kin sprzed 50 lat stwierdzamy, że z listy tej zniknęło 56 obiektów. A my akurat bardzo zapragnęliśmy zobaczyć "Pieśń Tajgi" produkcji radzieckiej. Mamy szczęście - w jednym kinie akurat grają !
O istnieniu tego kina zapewne nie każdy wie. Doskonale wkomponowane w wąskie uliczki Żoliborza nie rzuca się zbytnio w oczy. My również o nim zapomnieliśmy, a być może jako dzieci chodziliśmy tu na poranki.
Jeszcze ujęcie hipsterskie, żeby było coś na czasie. Małe kina miały swój klimat. Niby komuna, ale łezka się w oku kręci. No dobra, bierz Podwawelską i idziemy.
Mural namalowany przez Piotra Janowczyka.
Dawna kotłownia osiedlowa na ul. Suzina powstała w latach 1928 - 1930 wg projektu Bruno Zborowskiego dla Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Po dwóch latach od jej uruchomienia, zainstalowano automatyczny kocioł i część budynku można było wykorzystywać w inny sposób.
W roku 1933 działał tu teatr im. Żeromskiego. Na sali widowiskowej zainstalowano nowatorski ruchomy podest.  Po II Wojnie, na sali tej działało kino Tęcza. Zamknięto je w połowie lat 90tych.
Później mieściła się tu "Akademia Ruchu" - undergroundowe wydarzenie lat 90tych, a do niedawna studio fotograficzne "Tęcza". Obecnie mieści się tu restauracja, a w tym budynku nie wiemy co. Może jakieś biura, ponieważ w dzień palą się tu światła. Część kinowa stoi w urbexie.
W tym miejscu rozpoczęło się Powstanie Warszawskie - o 13,30 zamiast o 17. Żołnierze Powstańczych Oddziałów wziąwszy broń z magazynu przy ul. Suzina natknęli się na patrol niemiecki. Doszło do wymiany ognia.Widzicie, zawsze można dowiedzieć się czegoś ciekawego. Nasza wesoła kompania robiąc przypał uczy.
Weszło by się, ale na zapleczu krzątają się pracownicy z knajpy.
Idziemy na film. Biorąc pod uwagę, że to produkcja radziecka myśleliśmy, że sala będzie pełna. Okazuje się jednak, że tłumów nie ma.
Nasza dzisiejsza wyprawa będzie miała również za zadanie sprawdzić, czemu kino "Tęcza" nosiło właśnie taką nazwę.
Jak to zwykle bywa, pod starym kinem jest nadzieja na schron. Nie inaczej jest w tym przypadku, aczkolwiek znaleziony schron okazał się lichy i nie przedstawiał żadnych wartości poznawczych.
Dotarliśmy tylko do działającej kotłowni. Jest puszka z kabelkami, aż korci, żeby ciachnąć czerwony ...
Znalezione wyposażenie pozostało raczej po firmach, które tu działały. Pozostałości po kinie próżno szukać.
Wśród sterty gratów, odnajdujemy preparat na potencję - radziecki specyfik z byczych jąder.
Aby przejść dalej, trzeba pełzać po modemach i innych sprzętach komputerowych.
Na tych dyskach znajdują się zapewne kompromitujące materiały. O ile, nie gorzej.
To najbardziej wyposażony tunel ciepłowniczy jakim szliśmy.
Niestety ślepy zaułek.
Pożyteczna informacja dla wykręcających elektronikę.
Jedyna pozostałość po kinie, to szafa sterowania w sali projektorowej.
WTEM !
Dobra, kontynuujemy zwiedzanie szafy sterującej. Znalezione fotki będą na końcu - dla chętnych.
Tak wygląda szafa w całej okazałości.
Zanim wejdziemy do sali kinowej, musimy sprawdzić jak się prezentuje z góry.
Czym wyżej tym lepiej.
Chciałoby się powiedzieć, że czym wyżej tym bliżej Pana ... Nie jesteśmy co prawda w kościele, ale Pan jest wszędzie.
Dach nad salą kinową jest spadzisty i pokryty hałaśliwą blachą. Typowe dla kin z tego okresu.
Pomysłów na reaktywację kina było dużo. Miało powstać tu centrum kultury, muzeum i teatr. W 2011 roku próbowano wpisać go na listę zabytków.
Wszystkie te próby spełzły na niczym. Ostatnio pojawiły się pogłoski, że kino ma zostać zburzone, a w jego miejsce ma powstać apartamentowiec.
Warto jeszcze powiedzieć, o wspomnianej na początku "Akademii Ruchu". Była to undergroundowa legenda, której nie dorównał żaden warszawski klub z lat 90tych. Odbywały się tu międzynarodowe festiwale teatralne, panele dyskusyjne oraz koncerty punkowe. Działał tu młodzieżowy teatr "Tratwa". Swoją karierę rozpoczynał tu m.in. Artur Żmijewski.
To w „Tęczy” w 1994 roku autor programu „Dzyndzylyndzy” Lopez Mausere wsławił się koncertem na pośladkach i brzuchu w trakcie promocji „bruLionu” – wyczyn ten zapisał się w historii sztuki lat 90. jako jeden z najbardziej reprezentatywnych performance'ów polskiego totartu. Budynek przy Suzina był też bazą legendy warszawskiego elektro-industrialu „Najakotivy”, która w trakcie koncertów rozbijała młotami telewizory i cięła piłą tarczową wraki samochodów.
"W 1993 roku grupa Praffdata, która z rzutu młotkiem do telewizora uczyniła konkurencję sportową, a na początku XXI wieku postawiła klub-namiot pod Pałacem Kultury w Warszawie, przeprowadziła w gmachu na Suzina głośny „War-show”, akademię ku pamięci stanu wojennego, a właściwie performance antywojenny."

"W tamtych czasach wieczorne imprezy w „Tęczy” dawały wgląd w to, kto jest kim w polskiej alternatywie lat 90. Na ulicy Suzina papierosa ćmił Marcin Świetlicki, którego gwiazda właśnie w tej dekadzie świeciła najmocniej; po kinowym hallu ganiali frontmeni „Partii”, „19 Wiosen” i „Pidżamy Porno”, ale także Wojciech Niedzielko, od 2001 roku członek grupy „Azorro”, Piotr Młodożeniec, Katarzyna Górna czy Paweł Susid oraz Zbigniew Libera, fetujący świeży sukces projektu „LEGO. Obóz koncentracyjny” (1996); a gdy koncert dawał niesforny, rockowy zespół Paul Pavique Movement, założony przez Pawła Dunina-Wąsowicza, piwo pili wspólnie Grabaż (basista zespołu) i Muniek Staszczyk (bębny). Wokół nich krążył jeden z najoryginalniejszych (a prywatnie – najzłośliwszych) młodych poetów dziesięciolecia – Jarosław Lipszyc, który opublikował swój pierwszy tomik „Bólion w kostce” w tym samym roku, w którym „Tęcza” została zamknięta."

"Rzeczywiście, jednym z ulubionych zajęć publiczności było picie na umór, co zresztą przypieczętowało losy miejsca. Pito nie tylko w samym kinoteatrze – również okoliczne zacne uliczki i skwery stawały się poligonem alkoholowej odporności. Głównie za sprawą punków, w polskich latach 90. finiszujących swój subkulturowy rajd przez historię młodzieżowych ruchów. Były więc to w pewnym sensie czasy heroiczne, a koncerty w „Tęczy” stały się wymarzoną sceną dla ostatnich aktów odwagi i finałowych wyskoków; w tym samym czasie wyobraźnią licealistów zawładnął hip-hop i estetyka techno. Prawdziwe punkowstwo wymagało więc szczególnych dowodów oddania i poświęceń. Obowiązkowym punktem wieczoru były kuluarowe dyskusje między punkówami (często rekrutującymi się spośród studentek warszawskiej polonistyki UW) a poetami i artystami, finalizowane często w prywatnych obszarach miejskich."

"W 1997 roku Rada Gminy Żoliborz stwierdziła, że dzielnicy nie jest potrzebna kultura prezentowana przez Żwirblisa, a Akademii Ruchu wymówiono lokal. Tajemnicą Poliszynela było, że główną przyczyną zamknięcia kinoteatru nie były wcale wysokie aspiracje kulturowe okolicznych mieszkańców, a hałas i ruch wokół budynku – a więc, co tu dużo mówić, kwintesencja atmosfery tego miejsca. Nie chodziło o kulturalne przebranżowienie „Tęczy” – raczej usunięcie uciążliwej publiczności." (dwutygodnik.com)
Sala kinowa. Tyle tylko zostało.
Trafo przy wejściu głównym.
Jako że do tej pory nie było, dajemy teraz :)
Być może to już ostatni rzut oka na kino Tęcza. Ziemia jest droga i nie można sobie pozwolić by tyle miejsca stało niewykorzystane.
Seans się przedłużył i zastała nas noc. Wizytę w kinie Tęcza wspominać będziemy miło. Na opuszczenie Multikina przyjdzie zapewne długo poczekać. Kolejne zdjęcia będą drastyczne.
Jako że skarżycie się, że w naszych postach występuje więcej żubrów niż w Białowieży, w dzisiejszym będzie delikatna odmiana :)
Pozostałości po jednej z wystaw w Tęczy.
Do zobaczenia !
Rozwaliło mi piekarnik, rozwaliło ...
Teraz już wiecie, czemu kino nosiło nazwę "Tęcza" :)

1 komentarz:

  1. Oj, było tam śmiesznie! Właśnie w Tęczy i właśnie wtedy (lata 90-te) prawie się wywaliłam ze śmiechu z rzędem krzeseł kinowych na "Living in oblivion" puszczanym na jakimś przeglądzie kina offowego. Krzesełka były mobilne, takie w kompletach po pięć...

    OdpowiedzUsuń