Pierwszy pojawił się zając. Wyłonił się z mroku i wtopił w nas swe mordercze spojrzenie. W pierwszej chwili wyglądał jak czarna bryła, jednak zdradziły go jego długie kły. Szedł jak zahipnotyzowany po strumieniu światła z naszej latarki, żeby po chwili, kiedy uśpił naszą czujność, skoczyć i zadać śmiertelne ciosy. Na szczęście zdążyliśmy się odsunąć. Zając wgryzł się w ogrodzenie i szarpiąc je na oślep, zrobił w nim kilkumetrową dziurę. Później na szczęście odpuścił i pobiegł w stronę torów. Przez chwilę staliśmy jak wryci, jednak poszliśmy dalej. Kiedy będzie przypał z dziurą w ogrodzeniu, powiemy, że to on zrobił. Co zresztą będzie prawdą. |
Przejeżdżam obok tego budynku codziennie jadąc rowerem do pracy. Tak jak przypuszczałem, w środku pusto, ale niezły klimacik ;)
OdpowiedzUsuń