MAIN

piątek, 22 maja 2020

BRACIA BORKOWSCY

Kamionek przemysłowy towarzyszy nam od początku naszej przygody. Bywamy w tych okolicach dosyć często i za każdym razem udaje się dostrzec coś, czego nie widzieliśmy wcześniej. Tym razem pokażemy obiekt, który już dawno pokazać powinniśmy. Jednak nic więcej nie możemy powiedzieć, żeby nie zdradzać lokalizacji :)
Dzisiejszy odcinek miał nosić tytuł : PZL II, jednak postanowiliśmy położyć większy nacisk na to, co działo się tu przed wojną, niż po niej. A poza tym z pierwszego PZLa zdjęcia jeszcze nieogarnięte, to może nie będziemy brać się za drugi :)
Oczywiście nie mamy stąd tylu zdjęć, co z PZLa, ale obiekcik również okazał się bardzo przyjemny. Spędziliśmy tu wiele dni i wieczorów i bardzo miło go wspominamy. 
Miło nie wspominamy natomiast tego przejścia i zakurzonej "podłogi", wykonanej z miękkiej plexi. Niższy poziom znajdował się dobrych kilka metrów w dół. Wniosek jest taki, że zawsze trzeba uważać po czym się chodzi. Na szczęście skończyło się na pokiereszowaniu jednej nogi, która została wessana :) 
Nasz dzisiejszy próchniaczek został wzniesiony w roku 1914, jednak cofnijmy się do 1907, kiedy trzej bracia : Edward, Jan i Ferdynand Borkowscy założyli firmę. Na kapitał założycielski złożyły się ich własne posagi :)
Spółka zajmowała się handlem sprzętem elektrotechnicznym zagranicznych producentów. Bardzo szybko rozwijająca się branża dała im duże możliwości , dlatego już dwa lata później otworzyli swoje przedstawicielstwo w Łodzi. W roku 1911 siedziba firmy znajdowała się w Alejach Jerozolimskich 6. 
Również w 1911 roku bracia zakupili grunty na których właśnie się znajdujemy i wybudowali tu zakład produkcyjny, w którym w 1914 ruszyła produkcja prostego sprzętu elektroinstalacyjnego i piorunochronnego oraz żyrandoli oświetleniowych. 
Wybuch I wojny zahamował działalność firmy, jednak po jej zakończeniu produkcja została wznowiona. Uruchomiono wytwarzanie domowych grzejników elektrycznych i żelazek. Ponadto holenderska firma Philips, wybrała firmę braci, na wyłącznego dystrybutora swoich produktów w Polsce. 
W roku 1923 Philips założył swoją fabrykę w Polsce, którą ulokował w innym próchniaku - późniejszym zakładzie im. Róży Luxemburg. 
W dwudziestoleciu międzywojennym, polscy architekci i inżynierowie, zaczęli zwracać szczególną uwagę na stosowanie światła sztucznego - zarówno w iluminacji budynków jak i do kompozycji wnętrz. Nowe wymogi oświetleniowe oparte na naukowych badaniach spowodowały rozwój źródeł światła i opraw oświetleniowych. Jedną z najbardziej znanych polskich firm, działających w dziedzinie oświetlenia były "Zakłady Elektrotechniczne - Bracia Borkowscy".
W latach 30-tych, pomimo kryzysu firma prosperowała dobrze. Głównie za sprawą bardzo dobrej jakości swoich wyrobów. W tym czasie również rozbudowano nasz dzisiejszy obiekcik, dobudowując nowe skrzydło. 
W czasie II wojny fabryka przejęta została przez Niemców, którzy wycofując się nie zdążyli wysadzić jej w powietrze. Wyszabrowali jednak cały sprzęt. 
Po wojnie i wyzwoleniu Warszawy fabrykę objęto zarządem państwowym. W obliczu braku dostaw energii elektrycznej, początkowo uruchomiono tu najprostszą produkcję palników do lamp naftowych. Do fabryki powrócili członkowie zarządu, a najmłodszy z braci - Ferdynand, powołany został na dyrektora, z ramienia zarządu państwowego. Jednak złożył on rezygnację i utworzył nową firmę, w dawnym budynku sklepowym w Alejach Jerozolimskich. Nie przetrwała jednak długo w nowej rzeczywistości. Firma Bracia Borkowscy została rozwiązana w roku 1950. 
W roku 1952 nasz próchniaczek został włączony do Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego "PZL-WARSZAWA II", chociaż do roku 1959 działał pod nazwą "Zakłady Wytwórcze Urządzeń i Aparatury Grzejnej", produkując piecyki elektryczne, grzałki, czajniki oraz żelazka. 
W międzyczasie profil produkcyjny zmieniał się stopniowo i był zastępowany produkcją urządzeń dla przemysłu lotniczego. 
W latach 50-tych wyprodukowano tu serię przetwornic lotniczych i podjęto prace nad sztucznym horyzontem. Uruchomienie tej produkcji spowodowało wyeliminowanie z produkcji wyrobów elektrotechnicznych i specjalizację zakładu głównie w osprzęcie dla lotnictwa. 
W roku 1959 zakład otrzymał nazwę Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego "Grochów".
W roku 1960 wyburzono próchniak przylegający do zakładu. Mieszkali w nim niegdyś pracownicy fabryki braci Borkowskich. W jego miejscu powstał nowy budynek produkcyjny (widoczny na zdjęciu nr 2 tego posta). 
Na początku lat 60-tych zmniejszyło się zapotrzebowanie na osprzęt lotniczy, ale osiągnięty poziom techniczny umożliwił podjęcie produkcji także innych wyrobów zaawansowanej techniki dla potrzeb broni pancernej oraz rakietowej. 
Rozpoczęto produkcję systemu stabilizacji lufy czołgu T-55, systemu zdalnego sterowania wyrzutniami rakiet woda-woda, systemów sterowania i autopilotów dla statków morskich, 
W roku 1970 zakład zmienił nazwę na WSK "Delta", a pięć lat później w miejsce "Delta" wprowadzono "PZL". 
Do 1989 w zakładzie działało wiele organizacji młodzieżowych i stowarzyszeń, m.in.: LOK, PTTK, ORMO, Koło Wędkarzy, czy Klub Emerytów i Rencistów. 
W międzyczasie wyglądamy przez okno, aby podziwiać archiwalny już widok. Na pierwszym planie, prawdopodobnie resztki po wyburzonych w 2012 Zakładach Mechanicznych inż Twardowskiego, produkujących pompy i turbiny parowe, między innymi na potrzeby MPWiK. Ten pusty plac to właśnie było to. W oddali lubiane przez nas Polskie Zakłady Optyczne. Zapamiętajmy je. Śpij słodko aniołku. 
W 1994 zakład został przekształcony w spółkę, a w 2002 wszedł do grupy Bumar. Część wolnej powierzchni została wynajęta firmom zewnętrznym. 
W 2013 roku zakład zaprzestał produkcji a nieruchomość została sprzedana. 
Z ciekawostek dotyczących zakładu wspomnieć możemy morderstwo, popełnione tu w roku 2012. W siedzibie wydawnictwa zamordowany został ekspert lotniczy, zajmujący się badaniem katastrofy smoleńskiej. 
Chodzą też słuchy, że nocami można tu było usłyszeć dźwięki maszyny do pisania. Pracownicy uważali, że to duch pewnej kobiety, która przed laty popełniła samobójstwo. 
My tam oprócz kroków i szelestu wąsów ciecia nie słyszeliśmy. A cieć był tu wyjątkowo precyzyjny, jak przystało na fabrykę precyzyjnych wyrobów. 
Dokładnie co dwie godziny, co do minuty, cieć rozpoczynał swój marsz przez obiekt. Obierał zawsze tę samą trasę i pojawiał się w określonych miejscach o tych samych porach. Takie coś ma dwie zalety : można sobie wyregulować zegarek, a także wiedzieć kiedy można bezpiecznie wejść i wyjść z obiektu. 
Znany badacz zwyczajów i zachowań cieciów - Oskar Wąsberg, takie zachowanie nazywa obchodami na czasówkę z odbijaniem czekpointów. 
Tak czy inaczej, choć w naszym obiekciuniu nie było za dużo do roboty, to było coś co nas do niego przyciągało i lubiliśmy spędzać tu całe wieczory, siedząc sobie na daszku. Mieliśmy zatem wiele okazji aby podziwiać niezwykłą precyzję ciecia. 
Permanentna inwigilacja. Jednak nowi mieszkańcy tego pięknego apartamentowca nie robili nic ciekawego. Może akurat był weekend i nie było ich w domu (tzn. byli w domu). 
Wyposażenia nie ostało się za wiele, wszak Niemcy po wojnie wszystko wywieźli, ale tego klimatu i niesamowitego zapachu smaru nie da się porównać z niczym innym. 
A cieć - sponsor naszego odcinka, widziany jest na dole. Robi obchód patrząc na zegarek. Na szczęście nie patrzy na nic innego :)
WTEM !
Widok na ulicę Grochowską. Nie powiemy gdzie to jest, żeby nie zdradzać lokalizacji. 
Na ścianach widzimy rozmaite pozostałości po różnych firmach. Mamy tu zatem do czynienia z eklektyzmem formy i treści.  
Jest i basen. Aby przyjrzeć się mu bliżej, kierujemy się w stronę daszku. 
Tak. Na tym daszku przesiedzieliśmy wiele wieczorów ...
Podziwiając widoki dalsze ...
i bliższe. 
Czasami chcieliśmy sprawdzić czy umiemy latać :)
Nasz przemiły zakładzik odszedł do krainy wiecznych łowów, przeobraził się w pięknego motyla. Cała okolica zmieniła się. Tylko cieć pozostał. Tak samo ma czasówkę i jest tak samo rozgarnięty :) Do zobaczenia !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz