piątek, 14 października 2016

BROWARNA 8/10


Hol volt, hol nem volt, az Óperenciás tengeren is túl, volt egyszer egy szegény ember s annak a szegény embernek volt egy gazdag testvére. Egymás mellett laktak szomszédban. De nem sokat ért a szegény ember a gazdag testvérivel, mert semmit a világon nem segített neki. 

Nie opowiemy co było dalej, ponieważ nie każdy mógłby zrozumieć. Przecież w konstytucji nie jest napisane, że każdy Polak musi skończyć Hungarystykę. 
Na dzisiejszy obiekcik czekaliśmy od dłuższego czasu. Pogłoski o jego planowanym wyburzeniu krążyły już wiele lat temu. Jednak do ostatniej chwili nie było wiadomo kiedy to nastąpi. W zasadzie status "do wyburzenia za chwilę" trwał jakieś 15 lat.
Na wyburzenie tej perełki powojennej architektury nie chciało się zgodzić wiele osób. Aby ją ratować, chciano wpisać ją do rejestru zabytków. Pewnie dlatego prace rozbiórkowe tak przesuwały się w czasie. Malkontenci spekulowali, że dzieje się tak dlatego, że UW nie ma pieniędzy na wynajęcie koparki oraz ciecia do jej pilnowania i czeka, aż obiekt sam się zawali.
Kilka lat temu budynek doczekał się gruntownego remontu. Wszystko odbyło się zgodnie z zaleceniami konserwatora. Aby pozostawić pierwotny wygląd elewacji, ograniczono się do wbicia blaszanych rur wentylacyjnych, wystających z poziomu -1 w górę. Poza tymi modyfikacjami budynek pozostał w stanie oryginalnym.
A w dzisiejszym odcinku mowa jest oczywiście o budynku dydaktycznym, należącym do Uniwersytetu Warszawskiego. Jego styl nawiązuje do wczesnego osadnictwa rosyjskiego na Kamczatce. Jest prosty, surowy i pozbawiony przesadnych elementów dekoracyjnych. 
Mocowania okienne tworzące mozaiki z białych pustaków, rozety z gazobetonu i ściany ze szkła reagującego na każdy podmuch wiatru miały sprawiać wrażenie, jakby budynek wybudowany został przejściowo na 5 lat, a stał 50.
Mieścił się tu Wydział Neofilologii. Studenci mogli uczyć się tu języków popularnych, mniej popularnych, całkowicie zakręconych jak i takich, których żyjących użytkowników było 4 na świecie.
W sumie mogliśmy zrobić zdjęcia zanim obiekt został zamknięty i każdy mógł wejść i zrobić zdjęcia. I na pewno te zdjęcia byłyby ładniejsze od naszych. Dlatego zabieramy się za to dopiero po zamknięciu. 
Ostatnie zdjęcia przedstawiające budynek w całości. Można śmiało powiedzieć, że są już archiwalne. 
Wydział Neofilologii był bardzo lubiany przez studentów. Cenili jego położenie, bliskość parku, pubów, oraz podziwiali jego wysublimowane piękno. Nazywany był przez nich pieszczotliwie : Straszydłem, Bunkrem, lub Barakiem.
Ostatni rzut przysłowiowym okiem. Bo ileż można spacerować ...
Abyśmy mogli uzyskać lepszą jakość zdjęć, administrator zapewnił nam światło.
Widok z góry na hall główny, tzw. "Lotnisko".
Na cieciówce pusto. Nikt już nie wydaje kluczy.
Ale w szatni udało się pobrać ostatni numerek.
Lotnisko było miejscem, gdzie można było wypić kawę, posiedzieć z notatkami ... niektórzy robili również ciekawsze rzeczy, ale owińmy to zasłoną milczenia :)
Zwiedzanie wydziału rozpoczynamy od podziemi. Kto tu bywał wie, że ciągną się kilometrami. Pod poziomem ziemi znajdowały się sale wykładowe, a także palarnie. W dzisiejszych czasach raczej się tego nie uświadczy.
Sprawdźmy kilka przykładowych sal. Ciekawe, czy jeszcze coś zostało.
Sale językowe jak na owe czasy, wyposażone były w najnowocześniejszy sprzęt. Kaseciaki a nawet szpulowce były tu na porządku dziennym.
To na wypadek, gdyby ktoś się zagalopował, jednak zasady były po to, żeby je łamać.
Pytanie brzmi : jaki wpływ na senność cieciów mają fazy księżyca i ilość wyniesionych z obiektu instalacji ?. Jako pierwszy odpowie pan Stefan, w tym czasie pani Genowefa będzie słuchać muzyki. Ekspertem w tej dziedzinie jest pan cieć Kazimierz.
Sala pod świetlikami, wystającymi od ulicy Lipowej.
Niektóre pomieszczenia przypominają studia nagrań. Może nagrywano tu dubbing do fińskich kreskówek.
Słowniki niektórych języków bywały bardzo trudno dostępne. W pewnych przypadkach, najnowsze wydania pochodziły sprzed kilkudziesięciu lat.
Tradycyjnym elementem wystroju dzisiejszego próchniaczka były takie ławki. Ile wspomnień się z nimi wiąże, ile przespanych godzin ...
Odnaleźliśmy gazety w jakimś barbarzyńskim języku.
Podziemia zawierają wiele elementów, jakie spotkać możemy w schronach.
Dziś możemy zwiedzić znacznie więcej, niż dane było zobaczyć zwykłemu studentowi.
Budynek posiadał niezwykle rozbudowaną sieć wentylacyjną.
Wielkie dmuchawy i inne dziwne urządzenia wyglądają jak wzięte ze schronów przeciwatomowych prezydenta.
Wracamy do środka, kierując się nieuchronnie w stronę dachu.
Jest i toaleta. Jednak mocz (i nie tylko) wypada pozostawić na jakieś bardziej godne miejsce.
Aby należycie pożegnać obiekt, trzeba było wejść wyżej.
Obiekt został uczczony należycie. Jednak minutę ciszy zakłóciła w 47 sekundzie cienka stróżka ... :)
Pozdrawiamy wszystkich, którzy mieli okazję tu studiować, wykładowców, bibliotekarzy i szatniarzy. Korzystając z okazji pozdrawiamy jak zwykle mistrza Bronisława i wszystkich masonów z cyrkielni. God bless...
Jakiś czas później okazało się, że UW jednak wyskrobał na koparkę ...
Wraz z wyburzeniem Straszydła kończy się dla niektórych pewna epoka. A może już dawno się skończyła i nikt nie zauważy nawet jego zniknięcia.
Jedno jest pewne. W nowym gmachu, który tu powstanie (o ile na jego budowę UW zbierze środki ze sprzedaży złomu z rozbiórki, co będzie trudne, bo cieciowie po nocach szabrują instalacje na potęgę :) ) nie będzie już miejsca dla pani sekretarki, jedną ręką strzygącej sobie włosy na rozłożoną na podłodze gazetę, drugą jedząc śledzia.
Rzućmy jeszcze ostatni raz okiem na stan obecny. Jutro nie będzie niczego.
Takim go zapamiętamy. Śpij słodko aniołku ...

2 komentarze:

  1. studiowałem tam! to znaczy, nie ja i nie tam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go zabiłem ale on żyje. Leży w szpitalu w śpiączce także zero problemu :)

      Usuń