czwartek, 28 marca 2019

PIEKIELNA ZLEWNIA WILLIAMA LINDLEYA

Powróćmy do kanałów. Zajęliśmy się ostatnio prawobrzeżną częścią miasta i mówiliśmy o kanale głównym I. Dziś będziemy kontynuować i pokażemy jego koniec. 
Dostać się do praskiej końcówki Lindleya nie jest wcale prosto. Aby to uczynić trzeba wcisnąć się "od dupy strony". Jednak po drodze czyhają na nas rozmaite pułapki. 
Praski burzowiec. Aby nie zdradzać lokalizacji nie możemy podać jego nazwy. Kiedyś wypływały tędy do Wisły ścieki z kolektora I, czyli praktycznie z całej Pragi. 
Kiedy zaczyna się cegła, zawsze jest ciekawiej. Można podziwiać widoki. 
Przed nami zapora. Trzeba być ostrożnym bo to może być pułapka. 
Przeszliśmy dalej. Aby doznać światłości Lindleya, musimy dokonać rytualnego oczyszczenia, czyli mówiąc krótko wykąpać się w kanale. Ale jesteśmy przygotowani na taką ewentualność. 
A światłość Lindleya jest tuż przed nami. 
Pisaliśmy jakiś czas temu o stacji pomp kanałowych na Żoliborzu. Święte Księgi mówią również o innych stacjach, więc postanowiliśmy zgłębić temat. A jako, że poruszamy się akurat po tej stronie Wisły, rozpoczęliśmy zatem poszukiwania stacji pomp kanałowych "Praga".
Współczesne źródła mówią, że po roku 1945 stacja została rozebrana, a "infrastruktura podziemna prawdopodobnie wciąż istnieje".
Czytając takie słowa nie mogliśmy pozostać obojętni i za wszelką cenę postanowiliśmy to sprawdzić. No i cytując nadleśniczego Popescu z filmu "Wściekłe Pięści Węża" : "Ja myślałem, że że on istnieje naprawdę, a to tylko legenda".
W takim razie trzeba robić. 
Prowizoryczna Stacja Pomp Kanałowych Praga, uruchomiona w 1912 roku, miała być zapoczątkowaniem stałej stacji, przeznaczonej do oczyszczania i przetłaczania ścieków do Wisły. 
W myśl tego, część urządzeń i budynków stacji została wykonana czasowo, natomiast osadnik miał pozostać na stałe - jako punkt łączący i rozdzielczy.  
Plany przewidywały, że miały tu dochodzić dwa główne kolektory, a ścieki z nich przekazywane miały być do dwóch kolejnych osadników, a w razie burzy do kanału burzowego. 
Jednak wybuch I wojny pokrzyżował te plany, a w latach dwudziestych i trzydziestych, wraz z szybkim rozwojem miasta, zmieniły się potrzeby kanalizacyjne i w końcu główny osadnik wybudowano gdzie indziej. 
Jeśli dobrze się przyjrzymy, zobaczyć możemy zamurowany wpust do planowanego drugiego kolektora. Niestety nie jest nam dane zobaczyć realizacji tej wizji. 
Czasowa stacja zbudowana została w ten sposób, że kolektor I dochodzi do osadnika na poziomie 0,38, a część osadnika tuż za ujściem kolektora, przeznaczona na piaskownik, zagłębiona jest do 2,30. 
Za piaskownikiem znajduje się komora ssawna o długości 7,4, szerokości 4,5 m, z dnem na poziomie 0,90, przykryta sklepieniem żelazo-betonowym na +4,0, w której mieszczą się cztery przewody ssawne.
Komora ssawna oddzielona jest (tzn. była) od osadnika dwoma kratami firmy Geiger, wykonanymi z prętów żelaznych, o średnicy 5 mm, rozstawionych co 15 mm. Zatrzymane na kratach zawiesiny, zbierane były do koryta nad sitami za pomocą szczotek z piasawy (twarde łykowate włókno), poruszanych elektromotorem o mocy 2,2 km, a stamtąd podnoszone elewatorem łańcuchowym i ładowane do wagoników, ustawionych na górnym pomoście na poziomie terenu Stacji. 
Zawartość wagoników zrzucana była do dołów jako nawóz, którzy okoliczni mieszkańcy zabierali za odpowiednią opłatą do uprawiania roli. W którymś z poprzednich odcinków mówiliśmy o przeciwnikach budowy kanalizacji, którzy chcieli by odchody wylewane były na pola w celu ich użyźniania. W ten sposób i wilk był syty i owca cała.
Swoją drogą czy ludzkie odchody nadają się na nawóz ... co innego krowie, albo słoniowe ... ale to tylko nasze gdybanie, nie jesteśmy ogrodnikami :) 
Dziś śladu po kratach nie ma. Być może nie wytrzymały próby czasu. Komora osadnika stoi jak stała. W końcu to porządna robota Lindleya. Problemu z działaniem osadnika nie było. Święta Księga mówi jedynie o pamiętnej powodzi w lipcu 1934, kiedy to poziom ścieku wyniósł tu 3 metry. 
Jeszcze pamiątkowe zdjęcie przy końcówce kolektora I. 
Wracamy. Na wyjściu zamontowane są bramki sklepowe, które sprawdzają, czy aby nie zabraliśmy cennego nawozu :):)
Informacje na temat kanału burzowego nie są jasne. Podobno na początku był to kanał żelbetowy, a dalej od wału do Wisły kanał drewniany kryty. Ale jak już pisaliśmy, nie posiadamy pełnych danych dotyczących kanalizacji Pragi. 
A kiedy nie jesteśmy w posiadaniu danych, swoje badania naukowe prowadzimy w sposób organoleptyczny, oraz poprzez tradycyjne niuchanie klap :)
Dane z września 1931 mówią, że na ówczesny moment nasz burzowiec był już częściowo wybudowany i był jedynym kanałem burzowym na Pradze. 
Na szczęście kolejne kanały zostały wybudowane. Wiemy to z autopsji. Służą nam po dziś dzień i oby służyły jak najdłużej, abyśmy mogli dalej kroczyć ścieżkami Lindleya. 
Do zobaczenia !

niedziela, 10 marca 2019

POWOLI PO WOLI

Szybki rybny spacer po dzielni. Warszawa zmienia się w zastraszającym tempie, a Wola jest tego najlepszym przykładem. Stare znika, a nowe klocki wyrastają jak grzyby po deszczu. Wystarczy chwila, abyśmy nie wiedzieli gdzie jesteśmy. Chcielibyśmy dokumentować odchodzącą Warszawę, ale nie możemy być wszędzie. Czasami coś umknie. 
Ta okolica słynęła z podejrzanych lokali i barwnego życia nocnego. Chociaż nigdy nie byliśmy, więc nie będziemy się wypowiadać. Parkowaliśmy tu czasem robiąc jakiś obiekt w sąsiedztwie. 
Dobrze się zapowiada. 
Czegoś tu brakuje. Kolska ...
Wyposażenia nie zostało zbyt wiele, ale zachowały się malowidła. Można przypuszczać, że przedstawiają zaawansowaną cywilizację obcych, która przekazała tutejszym ludom swą technologię. Ale każdy może to interpretować jak chce. 
Ulica usłana jest kostką brukową, czyli tzw. kocimi łbami. Nie wiadomo jaki był tego zamysł, ale pewne jest jedno : kiedy na miejscu naszych dzisiejszych próchniaczków wyrosną piękne apartamenty, w niedzielne wieczory będzie tu wszechobecny odgłos obijanego szkła, dochodzący z bagażników powracających lokatorów. 
I kolejne próchniaczki przynoszą nowe dowody na kontakty z obcymi. 
To był chyba darkroom. Mówiliśmy wielokrotnie, że chadzamy po klubach tylko wtedy, kiedy się opuszczą. Podtrzymujemy swoje stanowisko w dalszych ciągu :)
Sam Mahomet tutaj sikał. Powinni wpisać do rejestru. 
Nie ostało się tutaj za wiele. 
Ale można wejść na daszek. 
Absorpcja - proces wchłaniania substancji przez inną substancję. Warto zapamiętać, jeśli ktoś rozwiązuje krzyżówki (ulubione zajęcie cieciów).
A obok był sobie warsztat. Podobno też cieszył się popularnością w pewnych kręgach. Ale my nie byliśmy, narkotyków tam nie kupowaliśmy, więc się nie wypowiadamy. 
Taki krótki spacer, przejazdem. Pewnie warto wybrać się na dłuższy, bo za chwilę nie będzie niczego. Do zobaczenia !