piątek, 26 maja 2017

PRZYPADEK BENIAMINA ŁASICY

O tym jak przedziwne rzeczy potrafią leżeć w piwnicach próchniaków można by napisać książkę. Po wielu latach wędrówki przestajemy się dziwić temu, co widzimy i cały czas zastanawiamy się, kiedy ujawnimy jakieś zwłoki. Można powiedzieć, że w dzisiejszym odcinku tak się właśnie stanie. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Dzisiejszy próchniak będzie całkiem przyzwoity. Wysiedlił się stosunkowo niedawno i jest prawdziwym kąskiem dla miłośników próchniaków.
Próchniak nosi nazwę Kamienica Domańskich. Powstał w roku 1894.
Większość zdobień została zdjęta. Pozostały gdzieniegdzie takie różne smaczki ...
zarówno te starsze ...
jak i bardziej współczesne.
W Warszawie można czasem trafić ciekawą klatkę schodową, jednak zazwyczaj występują one w zamieszkałych domach. Do takich raczej nie wchodzimy, bo gdy tylko mieszkańcy zobaczą w pobliżu nasze gęby, to od razu ryglują wejścia, a czasem spuszczają psy. Dlatego my musimy szukać szczęścia tam, gdzie nikt nie mieszka.
Ciekawą rzeczą są okna z witrażami. Na parapetach mogą przesiadywać tylko nieliczne gołębie, starannie wybrane przez Naczelną Radę Gołębi.
To miłe, gdy mamy próchniak do dyspozycji i nikt nie krzyczy, że robimy zdjęcia na schodach. Ale trzeba być ostrożnym i świecić umiarkowanie.
Kamienica sąsiaduje z czynnymi, musimy bardzo uważać na konfidentów w oknach. Nie robimy nic złego, ale zawsze się jakaś ... rozpruje. A za nadawanie na psiarnię ch.. w d... :)
Główna klatka nie jest już pokręcona, ale też ma coś w sobie.
Charakterystyczne wnętrza próchniaka klasy premium.
Typowymi elementami takich próchniaków jest charakterystyczna wanna i wysokie zdobione drzwi po obu stronach.
I piece z ukrytym żydowskim złotem.
Kuchnia w stylu wiktoriańskim. Wiktor, leć po flaszkę.
Widok na plac bez tęczy. Skoro zdemontowali tęczę, to pewnie będą burzyć.
Nawet gdyby w tym piekarniku było żydowskie złoto, to nie możemy go zabrać. Idea "Urbex to nie wandalizm" mówi, że można zabierać tylko zdjęcia. Nie sprawdzamy zatem. A czy było tam czy nie, do końca życia pozostanie dla nas wielką niewiadomą.
Kolejne klatki. Od tych klatek to już nas głowa boli.
Bez komentarza ...
Tak łazimy i łazimy aż w końcu poczuliśmy pragnienie. Zeszliśmy na jednego do baru "Corso". Miejsce znane i lubiane w pewnych kręgach. A jeśli coś jest lubiane w pewnych kręgach, to znaczy, że warto.
Czego się napijecie ? Wódka, spirytus ... Sam nie wiem, wszystko takie pyszne.
Pewnego dnia, zmęczony pan Łasica przyszedł tutaj na kolejkę po pracy. Szybko zrobiło się późno. Zaczął trochę rozrabiać. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Tymczasem okazało się, że da się wejść na daszek :)
Wyobraźmy sobie miejsce na ziemi, w którym wszystko toczy się swoim rytmem. Kobieta i mężczyzna patrzą na siebie z miłością, a dzieci są szczęśliwe. Albo nie ... Wyobraźmy sobie inną historię.
Było wyżej to trzeba i niżej.
Wtem, w piwnicy będącej niegdyś składem Corso coś wypatrzyliśmy.
Twarz ostatniego gościa była zastygnięta w dziwny grymas. Jakby chciał nam coś powiedzieć.
Tylko co ...
"A nie wiem! Spytam łasicy,
tej co w dżinsowej chodzi spódnicy
i gumę żuje, i której wujek
zawsze daktyle dla mnie kupuje!"
Każdego roku, umiera w skutek przepicia 5 tysięcy łasic. Niestety Polska przoduje w tym względzie. Zostawiają rodziny i niespłacone kredyty. Kiedy w barze przysiada się do ciebie łasica nie stój obojętnie. Nie stawiaj kolejki. Możesz tym uratować jej życie. 
Na koniec jeszcze ślady po katowni w jednej z piwnic. Ale robi się późno, zresztą wypiliśmy za dużo z jedną łasicą ...
Można jarać. Nie jebnie :)
Na koniec wycieczki warto pokazać ciekawą rzecz. Na ścianie dzisiejszego próchniaczka znajduje się gablotka. Jest chyba bardziej znana niż sam próchniak. Jej autorką jest Mirella von Chrupek. To pierwsza i jedyna wystawa dla łasic. Eksponaty pozyskiwane są z tutejszej knajpki. Przepite łasice są wypychane i umieszczane za szkłem. Widzimy akurat łasicę przebraną za różowego nietoperza. Ku przestrodze. Do zobaczenia.