wtorek, 15 maja 2012

PRZYPAŁOWY KONSTANCIN

Targani przypałowymi wiatrami zawitaliśmy do Konstancina. Słyszeliśmy, że sporo tu opuszczonych willi, gotowych do spenetrowania.


Na miejscu okazało się, że większość obiektów jest w średnim stanie.



Jednak pomimo upływu lat i ogólnego rozkładu, wnętrze wraz z resztkami wyposażenia zachowało się całkiem dobrze. Brak śladów bezsensownej demolki - w Warszawie to nie do pomyślenia ...




Na Euro jak znalazł. Może w końcu dowiemy się, co to znaczy spalony ...



Pamiętacie Bibliotekę Żółtego Tygrysa?




Wielka miska, do dzisiaj może być używana, na przykład jako przenośna toaleta.



Ostał się nawet licznik.






Gdzieniegdzie brakuje ścian, można nieźle wypaść.



Leciwe pomieszczenia, nadgryzione zębem czasu mają swój klimat.





Też mi nowość! w Warszawie też są ogrody na dachu, chociażby na jakiejś bibliotece :)




Czas na pamiątkowe zdjęcia na balkonie.
Nieźle wyszliśmy :)




Sprawdzamy pocztę i wyruszamy w dalszą drogę.






Konstancin ma swój niepowtarzalny klimat. Miło było pospacerować cichymi uliczkami, podziwiając przypałowe perełki.



Problem jest tylko taki, że łatwo tu pomylić opuszczony budynek z zamieszkanym ...


Do tego powrócimy za chwilę, zajmiemy się tymczasem budynkiem obok.


Tutaj raczej nikt nie mieszka:)


Chociaż może zaraz ktoś wpadnie na kolację ...


Czemu piece kaflowe zawsze są rozprute ...








Po zwiedzeniu całości, został stryszek.






Właściciel tej walizki był chyba w sanatorium. Ciężko powiedzieć coś więcej, bo bilet kolejowy jest po Niemiecku.


Przechodzimy teraz do budynku, który pokazaliśmy wcześniej. Wejście było nieco problematyczne, nie obyło się więc bez drobnego przypału.


Jednak udało się wejść.



Wewnątrz jednak jest całkowicie wybebeszony. Tak jakby przygotowany do remontu. Wiemy jednak, że remont takiego zabytku kosztuje krocie. Może się więc okazać, że budynek pozostanie w takim stanie przez następne lata ... albo po drodze przypadkowo się spali.





Tradycyjne uwaga pod nogi.



Ruina bo ruina, ale nikt nie powie, że nie można zaparzyć czaju.



Kolejne obiekty są pozamykane. Nie jesteśmy włamywaczami i zawsze działamy zgodnie z prawem. Tam gdzie zamknięte - odpuszczamy.



Nagle zostajemy zaatakowani przez miejscowych, którzy pozbawili nas kanapek :)


W Konstancinie wille mają ponadawane imiona. Ta, o ile dobrze pamiętamy, to Willa Zbyszek.


A to Willa Anna, albo odwrotnie.


Korzystamy z toalety i idziemy dalej.





Tu był jakiś warsztat kanalarski.


Chcieliśmy oczywiście powiedzieć : kamieniarski.




Przechodzimy następnie do domu, którego właściciel lubił podróże.






Przemieszczamy się do budynku z wieżycą, która ledwo się trzyma na nogach.




Przejście do budynku w takim samym stanie.





Trzeba czytać tabliczki.


Spotykamy kolejnego miejscowego.


Jest późno, ale zrobimy jeszcze jeden obiekt.


Nie ma napisu "Wstęp Wzbroniony", więc wchodzimy.






Nie dobrze jest jeść przed snem, ale nie mogliśmy się powstrzymać.







Test kalendarza.






Czy nie macie wrażenia, że oglądamy trzeci licznik ?


Podsumowując, Konstancin wart jest przypału. Na pewno jeszcze tu wrócimy.

9 komentarzy:

  1. Nie wiedziałem że Konstancin kryje aż takie ciekawe miejscówki... pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  2. 3 odcinki na miesiąc, to zdecydowanie za mało! MOARRRR...

    OdpowiedzUsuń
  3. Seria z tygrysem - miodzio, do dziś gdzieś mam schowane ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. się zastanawiacie dlaczego piece kaflowe są porozwalane, a no dlatego że często to były miejsca gdzie przechowywało się kosztowności i często szabrownicy jak szukają czegoś cennego, to zaczynają od rozbicia takiego pieca ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No już myślałem, że sobie ekipa darowała. Świetne zdjęcia! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ufff, już myślałem, że was przymknęli czy coś ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A jakiś adres mozna dostac? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje ukochane, rodzinne okolice...
    Sama zresztą wychowałam się w jednym z domów, które załapały się na zdjęcie - to ten, pod którym stwierdzacie, że łatwo pomylić opuszczony budynek z zamieszkanym ;)
    Ta willa też ma swoje imię, nazywa się Biruta. Podobno przed wojną był to hotel.
    Jeszcze jakieś 4 lata temu tam mieszkałam - przez 20 lat, od urodzenia :)

    A biały dom naprzeciwko to z kolei dawny sierociniec, jeszcze "za moich czasów" nie miał zaplombowanych okien i wejść. Nawet gdzieś powinnam mieć zdjęcia, aż poszukam. Zawsze mnie ten dom fascynował.

    Wrócić jak najbardziej polecam, bo jeszcze dużo w tym mieście przed Wami w temacie opuszczonych budynków :) Sama co jakiś czas odkrywam coś nowego - już tu nie mieszkam, ale często wracam.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Aha, jeszcze dorzucę własne trzy grosze :)
    https://www.facebook.com/media/set/?set=a.220163964660886.68731.100000018511029&type=3&l=1d9f26e3e7

    OdpowiedzUsuń