piątek, 12 kwietnia 2013

JEŚLI WLAZLEŚ MIĘDZY WRONY

Dostaliśmy cynk - wrony kraczą, ze opuszczona jest kolejna kamienica. Sprawdziliśmy. Wyglądała obiecująco, tylko nie byliśmy pewni, czy nie została już ponownie zasiedlona (na dziko). Tak, czy inaczej wejść trzeba było, bo za chwilę mogą wyburzyć, a dzicy lokatorzy podnoszą tylko poziom adrenaliny :)

Ciężko jest znaleźć wiarygodne informacje na temat obiektu. Na stronie Warszawa1939 wyczytaliśmy, że powstał około roku 1936. Być może jest to budynek należący kiedyś do browaru i adaptowany na budynek mieszkalny.

Kamienica, chociaż opuszczona nadal żyje. W jednej klatce siedzą bezdomni, a w drugiej wieczorami palą się światła. W kilku mieszkaniach widać lokatorów, którzy pewnie nie chcieli się wyprowadzić i przynoszą sobie prąd w wiaderkach.

Wszystko zamurowane na cztery spusty, a pranie się suszy :) Zagadka.

Ale wejść trzeba, po prostu kamienica wysokiego ryzyka i trzeba będzie uważać.

Cała ulica Wronia jest mocno urbexowa. Na przeciwko mamy pozostałości po browarze, obok opuszczoną kamienicę, ogrodzopłotem z kolcami. Odwiedzaliśmy ją jakiś czas temu.

Wronia w okresie przedwojennym łączyła Srebrną z Żytnią. Dziś biegnie z południa na północ (lekko skręcając na zachód) w kilku odcinkach. Mały dawny fragment Wroniej od Srebrnej zamyka jej dalszy bieg kompleks handlowy Jupiter Center. Kolejny odcinek zaczyna się od Pańskiej, przecięty dwoma pasmami Prostej, krzyżuje się z Łucką, Grzybowską, Kotlarską, Chłodną, Ogrodową o kończy ślepo przed Al. Solidarności (warszawska.info).



No to zaczynamy, na pierwszy rzut oka widać, że kamienica przystosowana jest dla matek z dziećmi.

Pierwsza piwnica ma podwyższony standard - wykończenie w drewnie.

Pojemne szafy.

Te schody prowadzą do poziomu poniżej piwnicy, tam jednak uświadczyliśmy zawartość uszkodzonego węzła kanalizacyjnego. Chodzenie po kanałach nie jest nam obce, dlatego brodziliśmy w tym trochę, szukając ewentualnych dalszych przejść. Fotek Wam oszczędzimy.



Widok z daszku - ze starego Mirowa coraz mniej zostaje.


W oddali widać teren browaru, w następnym odcinku pokażemy kolejne fotki stamtąd.

Podobno nasz dzisiejszy budynek nazywany jest Kamienicą Zakochanych. Wszystkie okoliczne lumpy mogą przypinać tu kłódki, na dowód miłości do swoich menelek (lub meneli, jesteśmy w Unii i nie można nikogo dyskryminować).

Budynek widoczny z każdego miejsca na Woli :)

Stryszek numer 1


Zegarek działa :)


Play me.

Tutaj doszło do małej konfrontacji z menelami. Przedstawiamy rekonstrukcję zdarzeń.


Menele którzy nie dochrapali się jeszcze własnych kwater, lub ich mieszkania zamurowali, swoje podręczne rzeczy mogą trzymać na klatce.



Sprawdzamy, czy nie ma do nas jakiejś korespondencji.


Następnie pojawił się pan w stylowej kurtce typu "Pan Guma" i obowiązkowo z reklamówką. Postanowiliśmy wrócić tu po zmroku, bo w dzień to straszny ruch.

Tym razem odwiedzamy inną klatkę schodową. Witają nas solą.

Ciężko jest się poruszać - miejscami zalegają na schodach wyprute podłogi.

Mieszkania na pierwszym piętrze są nieźle zdewastowane.


Ale im wyżej, tym lepiej :)


W ścianach są liczne dziury wydrążone przez meneli, którzy w ten sposób stworzyli sobie system przejść pomiędzy klatkami. Jeden z nich właśnie wrócił z pracy.


Stryszek numer 2 jest dobrze wyposażony.

Tabletki na szczanie ...

i wysokiej klasy zestaw audio Bąk & Gołąbsen.



Klatka schodowa zbudowana jest w kształcie ciekawego ślimaka, jednak po ciemku zdjęcia nie wyszły :)


Kolejne legowiska ...

i kibelki. Deska z rybką za 19,99 to nieodzowny element.




Książkowe mieszkanie w menelosadniczej kamienicy wygląda tak.

A to książkowa rodzina.

Mamy też zdjęcia bardziej na luzie. Należy zwrócić uwagę na ciekawy sposób kadrowania i charakterystyczną szklankę z uchwytem z epoki.

Kuchnia też typowa.

Odwiedzamy kolejne mieszkania.

Zestaw wypoczynkowy "Koktajlowy Bej".

Kamieniczka naszpikowana jest sprzętem z gatunku home entertainment.


Kamieniczny Foto-Lab.



Odnaleźć tu możemy różnego rodzaju papiery i odczynniki ...

jak również inny sprzęt "do wywoływania" :)

Ktoś wie, który to rok ?

Dziury w ścianie do łazienki, pomysł zaczerpnięty chyba z jakiegoś filmu.



Akurat był 10 kwietnia. Nie interesuje nas polityka, dlatego naszą kameralną demonstrację przeprowadziliśmy w kamienicy. Po cichu, a nie, żeby wszyscy widzieli. 

Demonstrujący ze zdjęciem pary królewskiej w tle.


Z daleka wyglądało to na stemple, a to tylko podłoga. Tzn. to była podłoga, ale jakiś łobuz zdjął.

Ponownie sprawdzamy, czy nie ma do nas żadnej poczty.

Okazało się, że musimy odebrać na poczcie.

A nie, coś jest.


Następna piwnica.


A tym tematem też się jeszcze zajmiemy.

Penetrując kamienicę o dużym stopniu zażulenia, cały następny dzień ma się wrażenie ciągłego odczuwania "zapachu" żula. Nie inaczej było i tym razem.

Nam należy się legitymacja zasłużonego penetratora :) W kamienicach nie ma czasu na sentymenty - walące się stropy, gołębie odchody, trujące chemikalia, potyczki z żulami - oglądaj kolejny odcinek naszych wypraw :) Do zobaczenia !

5 komentarzy:

  1. Niezły lans, ten sprzęt od Gołąbsena!

    OdpowiedzUsuń
  2. czy ci ludzie mają kwadrans na opuszczenie mieszkań, jak w starych dobrych czasach NKWD, że tyle gratów zostawiają?
    nawet legitymację honorowego (i zasłużonego) dawcy krwi?
    jakieś smutne to, co pokazujecie.
    jak pozostałości jakiejś przeminiętej cywilizacji.

    aż tyle refleksji z Wroniej '-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się nad tym zastanawiamy. Widzieliśmy więcej rzeczy w opuszczonych mieszkaniach, tutaj ewidentnie obecność lumpów widoczna. Może wyprowadzka jest okazją do pozbycia się niepotrzebnych gratów, ale rzeczy osobiste, typu zdjęcia, listy, dokumenty wypadałoby zabrać, albo chociaż zniszczyć ...

      Usuń
  3. Nie do uwierzenia, przechodząc ulicą obok takich obiektów nie zdajemy sobie sprawy, że w środku czas się zatrzymał :)

    OdpowiedzUsuń