poniedziałek, 1 września 2014

STALOWNIA ZBROJOWNIA

Bezpośrednią przyczyną powstania Warszawskiej Fabryki Stali  w drugiej połowie XIX wieku było zamówienie złożone przez władze rosyjskie na 500 wagonów w warszawskiej fabryce Lilpop, Rau i Loewenstein. Oprócz tego miał on wyprodukować 600 tys. pudów szyn stalowych (1 pud to 16,38 kg). Aby podołać tak ogromnemu zamówieniu, zdecydowano się zbudować zakład przystosowany do produkcji szyn kolejowych i części do wagonów. Na lokalizację wybrano miejsce niedaleko Kolei Petersburskiej i Nadwiślańskiej.
Stalownię musieliśmy zaliczyć podczas akcji : "Wrzesień miesiącem nadrabiania przypałowych zaległości". Jest parę takich obiektów o które się potykaliśmy (a raczej o cieciów wewnątrz) i nigdy nie udało się nam ich zwiedzić. Teraz nadszedł czas aby to nadrobić.
Korzystamy z obfitych opadów deszczu i już po chwili jesteśmy na terenie.
Na pierwszy rzut oka widać, że teren jest rozległy. Porozrzucane są na nim liczne mniejsze i większe budynki.
W większości są jednak dobrze zabezpieczone, a my jak wiadomo niczego nie niszczymy.
Idziemy dalej z naszą deszczową wycieczką, a w miarę zwiedzania przywołamy parę faktów z historii zakładu.
Budowę Stalowni rozpoczęto 1 kwietnia 1878 roku. Tempo prac było imponujące i już w następnym roku rozpoczęła się produkcja. Właścicielem stalowni było Towarzystwo Akcyjne Warszawskiej Fabryki Stali. Zatrudnienie w zakładzie znalazło początkowo 800 robotników pracujących na dwie zmiany. W okresie największego rozwoju pracowało tu ponad 1100 osób. Przy zakładzie zbudowano domy czynszowe dla robotników i szkoły dla ich dzieci. Fabryka przynosiła duże dochody.
Jednak w 1888 roku nastąpił kryzys związany z wprowadzeniem wysokiego cła na surowce sprowadzane z zagranicy. Stalownię przeniesiono do Jekaterynosławia, a w 1890 roku puste hale przejęło wojsko rosyjskie, zakładając w nich warsztaty artyleryjskie.
Po odzyskaniu niepodległości budynki dawnej stalowni przejęło Wojsko Polskie, organizując tu Zbrojownię nr 2, która otwarta została w maju 1920 roku.
Zaczęło lać na dobre. Jednak jak mawia stare przysłowie : "Gdy penetrujesz w ulewie i chłodzie, nie uświadczysz ciecia na obchodzie".
Schowamy się na chwilę pod daszek i wysłuchamy reszty historii.
W okresie międzywojennym Zbrojownia nr 2 była jednym z większych zakładów na warszawskiej Pradze. 
Początkowo remontowano w niej sprzęt wojskowy, a niebawem rozpoczęto również produkcję. W przeciwieństwie do czasów współczesnych w przedwojennym przemyśle zbrojeniowym praca była pewna i stosunkowo dobrze płatna, dlatego tak ją ceniono. W latach dwudziestych wytwarzano tu części do dział artyleryjskich i karabinów. W 1927 roku zakłady zatrudniały 888 pracowników, a tuż przed wybuchem II wojny światowej zatrudnienie wzrosło do 1200 osób.
W latach trzydziestych produkcję rozszerzono o stojaki do karabinów maszynowych, pomosty do dział, skrzynie do transportu amunicji i wiele innych elementów wojskowego wyposażenia. Oprócz tego prowadzono bieżące remonty armat, karabinów i sprzętu optycznego. Do lekkich czołgów polskiej produkcji montowano uzbrojenie strzelnicze. Praska zbrojownia w okresie II Rzeczypospolitej należała do największych w Polsce wojskowych zakładów remontowych. To już jednak historia, którą pamiętają nieliczni mieszkańcy warszawskiej Pragi.
Po wojnie przez długie lata budynki dawnej zbrojowni użytkowało wojsko.
Ciągle pada, cały urbex jest tak mokry jak brzuch ciecia ...
Źródło : Twoja Praga.
Trzeba na chwilę gdzieś się schronić.
Budynki są w stanie niekończącego się remontu.
Dużą ciekawostką jest odnaleziony w Stalowni fragment Kolejki Mareckiej.
Kolejka wąskotorowa która miała trzy nazwy - wpierw zwano ją markowską, potem zaś marecką, wymiennie z radzymińską. Łączyła Targówek z Markami (następnie wydłużona w kierunku ulicy Stalowej i Radzymina).
Spółkę starającą się o zgodę na budowę kolejki konnej do Marek tworzyli inż. Adam Dzierżanowski, kupiec Manas Ryba i magister Julian Różycki - farmaceuta znany z działalności gospodarczej i społecznej na Pradze.
Czyżby wytwarzano tu także klapy ... :)
Widzimy już kapliczkę. Jest nadzieja na jakieś podziemia, które rzekomo miały się tu znajdować.
Musimy skradać się opłotkami, ponieważ wkraczamy na teren żerowania ciecia, a właśnie zaczęło się wypogadzać.
No, wreszcie pod ziemię, bo tak chodzimy i chodzimy i nudno się zaczyna robić.
Schron jak schron, jak to mówią : parę grzybków i ogórek.
Może kiedyś i spełniał swoją funkcję. Wypadałoby tu przewietrzyć.
Wejście do podziemi. Są one w dużej części zasypane.
Czasami trzeba się też poczołgać, żeby nie wyjść z wprawy.
Po dłuższym czasie pod ziemią, ubrudzeni ale szczęśliwi wyszliśmy na powierzchnię.
A tymczasem na niebie pojawiło się słońce i nagle nabrało prawdziwości pewne porzekadło : "Wyrosnąć jak cieć po deszczu".
Musieliśmy w tym miejscu zakończyć naszą wycieczkę i czym prędzej salwować się ucieczką.
Ale uciekając zdążyliśmy zwiedzić na szybko jeszcze ostatni budyneczek ...
Pusto. Wychodzimy.
W ostatnich latach teraz dawnej stalowni otoczone wysokim murem jest dzierżawiony, m.in. przez hurtownie.

Obecnie Agencja Mienia Wojskowego wystawiła cały ten ten na sprzedaż. Chętnego nadal brak...

1 komentarz:

  1. Tor nie wygląda na 800 czy też 750 mm, nie jest to więc raczej pozostałość po kolejce mareckiej. Zapewne to pozostałość po normalnotorowej bocznicy.

    OdpowiedzUsuń