Dziś wybierzemy się nieco dalej. Nieczęsto nam się to zdarza ale czasem trzeba rozprostować kości. Na naszej drodze ukazał się taki oto hotelik. |
Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zwykły, przydrożny zajazd, do którego można zboczyć z trasy, jednak napotkani miejscowi twierdzą, że jest nawiedzony. |
I rzeczywiście, kiedy przystanęliśmy bliżej dało się słyszeć jakieś zawodzenie i brzęk łańcuchów. |
Skoro już jesteśmy, wypada jednak wejść do środka. |
Obiekt zastajemy w nienagannym stanie, można nawet powiedzieć, że wygląda tak, jakby goście właśnie (hm, co się robi w Koninie), jakby goście właśnie wyszli wydobywać węgiel brunatny. |
Wcześniej można by powiedzieć, że goście wyszli polować na bawoły, ale jak już pisaliśmy, rdzenni Indianie zostali stąd przepędzeni już jakieś 20 lat temu z hakiem. |
Na miejscu zastajemy naszykowane stoły, a nawet niedopite napitki. Czyżby ten lokal na pewno był opuszczony ... |
Korzystając z nieobecności gospodarzy, można zwiedzić kuchnię. |
A na górze mamy pokoje gościnne, dla chcących zostać na dłużej, lub choćby na godzinkę. |
Do dyspozycji gości jest również służbowe auto, którym można wyskoczyć pozwiedzać okolicę. Raczej tę bliższą ... |
Miło się gościło, ale niestety duchy indiańskie pod postacią ciecia dały o sobie znać. Chcąc nie chcąc musimy wyruszyć w dalszą drogę. Do zobaczenia ! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz