piątek, 9 stycznia 2015

AMBASADA JUGOSŁAWII

Bobrowanie w Alejach Ujazdowskich, oraz w bliskim sąsiedztwie budynków rządowych nie jest pewnie zbyt trafionym pomysłem. Jednak ostatnio mamy do takiej roboty szczęście. Co zrobić ? Zwykłe próchniaczki przestały wystarczać. Nie ma ryzyka, nie ma pierd.lnięcia :)
Aleje Ujazdowskie to szczególna ulica. Przechadzając się nią, mijamy piękne pałacyki, zajęte przez budynki rządowe i ambasady. Jest tu wiele ambasad. "Zjeżdża się to chamstwo z całego świata" - myślimy sobie mijając kolejną z nich. 
Przy jednej z nich zatrzymujemy się na dłużej. Ambasada Republiki Federalnej Jugosławii. Jugosławia to ciekawy kraj. Poświęcaliśmy mu swojego czasu kilka odcinków. Dlaczego więc nie zajść na chwilę do ich ambasady ... Na rogu spaceruje dwóch funkcjonariuszy ... może się odwrócą ... ostre ogrodzenie też nie zachęca. W dziesięciostopniowej skali przypału dajemy mocną siódemkę. 
Tyle historii. Chyba to, co najistotniejsze zostało powiedziane. Później dopowiemy parę słów dla chętnych, o ile na dołku będzie internet. Swoją drogą jeśli traficie na dołek, to proście o celę dla niezawszawionych. 
Kierujemy się do dozorcy z prośbą o pozwolenie na zwiedzanie. Tak się akurat złożyło, że w owym dniu odbywał się bardzo ważny mecz w dwa ognie, w którym to reprezentacja Jugosławii walczyła o pierwsze miejsce. Dozorca nie odrywając wzroku od telewizora powiedział : Idi u pizdu ću zvati policiju !, co znaczy chyba : weźcie sobie klucze i zwiedzajcie na zdrowie. Tylko nie sikajcie poza toaletą ! - dodał żartobliwie na pożegnanie. No cóż, jego klucze na nic się nam nie zdadzą, gdyż opisane są po jugosłowiańsku :)
Nie chcąc przeszkadzać w dalszym przeżywaniu sportowych emocji jakoś poradziliśmy sobie. Metodą prób i błędów odnaleźliśmy ten właściwy klucz. 
To już chyba trzeci raz eksplorujemy obiekt, będący w rękach innego państwa. Można powiedzieć, że przypał na skalę międzynarodową. 
Gaz nam niepotrzebny. Jakoś przeżyjemy dzisiaj bez. 
Piwniczka nie przedstawia chyba większej wartości. No, może na upartego można w tym piecu doszukać się jakiś wpływów bałkańskich. 
Legenda głosi, że w tych podziemiach przetrzymywano jugosłowiańskich obywateli złapanych na terenie Polski. Nie pozwalano im wychodzić na powierzchnię, wmawiając im, że wojna wciąż trwa. 
Oprócz dziwacznej jugosłowiańskiej elektroniki, służącej zapewne do szybkiego łączenia z Josipem Broz Tito, w piwnicach nie znaleźliśmy niczego ciekawego.
No dobrze, to skupcie się psubraty ...
Pałacyk ten wybudowany został w roku 1826, według projektu Antonia Corazziego - dla Stanisława Śleszyńskiego - kapitana saperów i jego żony Gertrudy. 
Kapitan był obrotnym przedsiębiorcą. Przejął w dzierżawę okoliczne tereny, a wokół pałacyku utworzył tzw. Dolinę Szwajcarską. Był to ogród wypoczynkowo - rozrywkowy, rozciągający się od ulicy Pięknej aż do Alei Róż. Ogród istniał aż do Powstania Warszawskiego. 
W czasie II Wojny Światowej budynek został zniszczony. Odbudowany w latach 1947-48, połączony został z sąsiednią willą Gawrońskich. Całość przekazano ambasadzie Jugosławii. 
Komuniści nie potrafili docenić walorów pałacyku. Pili z nocników jaśniepaństwa, a wysoce zdobione, klasycystyczne dwunastożeberkowe kaloryfery zerwali ze ścian i zastąpili je kozami. 
Dyplomaci socjalistycznej Jugosławii rezydowali tu do początku lat 90. Po rozpadzie państwa pałacyk przypadł Federacyjnej Republice Jugosławii, czyli Serbii i Czarnogórze. Od 2006 r. - Republice Serbii.
Jednocześnie o przedwojenny majątek, odebrany w 1947 na mocy Dekretu Bieruta walczą Gawrońscy. W 2005 r. odzyskali go wyrokiem sądu. Jednak serbska dyplomacja nie chce opuścić budynku.
Od tego czasu toczy się spór o nieruchomość, pomiędzy państwem serbskim a rodziną Gawrońskich. Serbia twierdzi, że przejęła ją po Jugosławii i należy się jej przez zasiedzenie. Sąd takiego stanowiska nie uznał i dodatkowo zasądził 25 milionów złotych za bezumowne korzystanie.
Doszło nawet do tego, że pałacyk miał zająć komornik i wyrzucić serbskich dyplomatów siłą. Nigdy wcześniej nie doszło w Polsce do takiej sytuacji.  
Strona serbska umieściła wówczas na bramie budynku odręcznie wykonaną tabliczkę z napisem : Ambasada Republiki Serbii. Według prawa komornik nie mógł wykonać czynności, ponieważ budynek objęty był immunitetem dyplomatycznym. 
Według naszych ustaleń, ostatni raz sprawa ta trafiła na wokandę Sądu Najwyższego w listopadzie 2013 roku.  Po wysłuchaniu pełnomocników stron Sąd uznał, że ta precedensowa sprawa wymaga pogłębionej analizy prawnej i odroczył bezterminowo rozprawę. 
A wiadomo, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. 
Klasycystyczny pałacyk doskonale nada się na potrzeby squotu :)
Nie trzeba wpuszczać chamstwa na salony - sami się wpuszczamy. 
Na strychu nie było niczego ciekawego - ale żeby nie było, że nie sprawdzaliśmy. 
No dobrze, póki trwa mecz, kontynuujemy zwiedzanie ;)
Budynek stoi przy Al. Ujazdowskich, więc wewnątrz spodziewaliśmy się fajerwerków. 
No i rzeczywiście nie jest źle. 
Schody są fotogeniczne. Można spędzić tu więcej czasu. 
Ciekawe, czy jugosłowiańskie cyfry oznaczają to samo co nasze ...
Odkurzacz turbinowy "Albański Zefir", to półka high-endowa na jugosłowiańskim rynku AGD. U nas rzecz nie do dostania. 
Główny punkt naszego programu. Zrobiliśmy sobie jeszcze selfie z tablicą, ale z pewnych względów nie nadaje się ono do publikacji. 
Kolejne klucze, których nie możemy użyć z powodu nieznajomości języka. 
Kuchnia. Tu przygotowywano tradycyjne jugosłowiańskie dania. Nie znamy chyba żadnych. Oglądaliśmy jeden film, gdzie na wartowni stała micha pełna oczu ... tak, głupi żart. 
Oprócz charakterystycznych przykładów jugosłowiańskiego zdobnictwa w środku nie ma nic.  
Zobaczymy jeszcze widok z balkonu. 
Jeśli chodzi o widok z balkonu w Al. Ujazdowskich to sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. 
Chodzi o to, żebyśmy mieli widok, ale jednocześnie, żebyśmy sami nie byli widokiem. 
W ambasadzie Węgier trwała akurat impreza. To się chyba nazywa raut. Ponieważ znamy język węgierski moglibyśmy się wprosić. Nie byliśmy jednak należycie ubrani. 
Dla nas tylko kraty ... i wilki i mroźna zima, halucynacje z niedożywienia i śmierć. 
Tak jak pisaliśmy na początku. Przypałowość oceniamy na mocną siódemkę. Ale mowa o wejściu. Z wyjściem jest o wiele gorzej. 
Leżąc pod ogrodzeniem w pozycji padnij można z nudów porobić zdjęcia gałęzi. 
Wreszcie się odwrócili, szybko wychodzimy, w tym momencie jeden odwrócił się znowu w naszą stronę. Czy widział, czy nie ... uciekamy ile sił w nogach :) Do zobaczenia.

4 komentarze:

  1. Gratulacje po raz kolejny! A do tego chyba najelegantsze, mimo zapustu, wnętrza :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, proszę, cóż za awans "ze śmierdzących kanałów na międzynarodowe salony" i to "przez komin", moSzna by rzec;)
    Widzę, że apetyt (na przypał :D ) rośnie w miarę jedzenia, ekhm... no - włażenia! Czekam kiedy pojawi się relacja np. z penetracji stryszku... wieży kontroli lotów na Okęciu XD

    OdpowiedzUsuń
  3. hm, ciekawe do kogo teraz należy budynek - do Serbii?

    OdpowiedzUsuń