środa, 28 lutego 2018

WIEŻA SZYBOWA "WAMPIR"

Cofnijmy się jeszcze do czasów Joanny, zwanej Kopciuszkiem. Jak już wiemy, odziedziczyła po swoim przybranym ojcu liczne włości, które ze swoim mężem Ulrychem zręcznie pomnażała, inwestując w grunty oraz nieruchomości naziemne i podziemne.
Jako, że stać ich było na takie fanaberie, dla uczczenia swej pierwszej randki, w jej miejscu postanowili wybudować coś z rozmachem. Postawili modernistyczną wieżę o wysokości 57 metrów. Miała ona kształt młotka, czyli narzędzia za pomocą którego pewnej zimowej nocy Ulrych posiadł na bocznicy kolejowej swoją przyszłą żonę. W jej wnętrzu planowali urządzić lofty, oraz knajpę z obrotowym tarasem. W latach 20-tych była to najwyższa budowla w Bytomiu. Ponoć było ją widać z kosmosu.
Ulrych oprócz tego, że był romantykiem, miał także fobię na punkcie zagrożenia wojną atomową. Pod wieżą zaczął budowę ogromnego schronu i zapasowego centrum dowodzenia, o głębokości kilku pięter. Badacze historii twierdzą jednak, że bardziej był tym pierwszym - schron miał być przykrywką, a w rzeczywistości spod wieży miał iść tunel do Sosnowca, który miał posłużyć Ulrychowi jako miejsce schadzek.
Bytomski "Młotek" szybko się przyjął. Stał się miejscem spotkań lokalnej młodzieży, szczególnie na trzecią randkę. Jednak tutejsza Naczelna Rada Wampirów skrytykowała tę inwestycję. Wytknęła Ulrychowi, że młotek wcale nie jest głównym narzędziem śląskich wampirów, a jest nim żeliwny pręt obciągnięty skórą. W zaleceniach pokontrolnych nakazała mu wybudowanie w bezpośrednim otoczeniu drugiego, bardziej obłego obiektu.
Ulrych całe noce spędzał pod ziemią, tłumacząc żonie, że pije wódkę z kolegami w schronie. Joanna przymykała na to oko, uznając to za nieszkodliwe, krzyżackie dziwactwo. W tym czasie jednak był on w trakcie wykopywania tunelu pod Brynicą. W pewnym momencie, na głębokości 210 metrów natrafił na dziwne, czarne kamienie. Oddał je do zbadania znajomemu patomorfologowi (nie znosił lekarzy, unikał ich, wychodził z założenia, że "lepiej chodzić do patomorfologa niż do proktologa"). Tamten po dłuższym badaniu organoleptycznym stwierdził, że są to skamieniałe szczątki dinozaurów.
Ulrych był romantykiem ale także miłośnikiem zwierząt, dlatego ta wiadomość nim wstrząsnęła. Nie wiedział co ma robić. Czy kopać dalej czy nie. Umieścił fotografie czarnych kamieni na fanpejdżu "Zaginione/znalezione zwierzęta Bytom", dał podpis : dinozaur bez obroży i czipa, leżał ponad 200 metrów pod ziemią, nieopodal nasypu kolejowego. Może ktoś szuka.
Martwego dinozaura nikt nie rozpoznał. Posypała się za to na Ulrycha fala hejtu. Dostawał wiadomości, typu :"jeszcze raz wstawisz fotę martwego dinozaura, to cię wywalę ze znajomych". Zgłosił się za to pewien szalony naukowiec i odkupił od Ulrycha szczątki. Wyodrębnił z nich DNA i już wkrótce powstał pierwszy na śląsku Park Jurajski.
Niestety złomiarze wycięli ogrodzenie i dinozaury przedostały się na ulice Bytomia, pożerając przechodniów. Na Ulricha spadła jeszcze większa fala nienawiści. Pod jego oknami parkowały furgonetki, oblepione plakatami, przedstawiającymi martwe dinozaury, podpisanymi : "
Schaffgotsch Bergwerksgesellschaft GmbH - największa rzeźnia dinozaurów w Bytomiu".
Coś trzeba było z tym zrobić. Pod osłoną nocy Ulrych zaczął spalać szczątki dinozaurów, żeby zatrzeć wszelkie ślady. Jednak szczątki te paliły się długo, a ogień przyciągnął ciekawskich z całej okolicy. Była wtedy zima stulecia. Pociągi przymarzły do szyn, a wampirom tak zgrabiały ręce, że nie byli w stanie utrzymać młotka.
Ulrych ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że spalone szczątki dinozaurów wytwarzają ciepło. Zgromadzeni wokół ludzie, wraz ze ściągniętą ekipą programu "Uwaga" przestali narzekać i zaczęli powoli przesuwać się w stronę ognia. Schaffgotsch zdenerwował się. Rzucił im, że teraz to wszyscy przyszli się grzać, ale podpalić to nie było komu. Za wygrzewanie się przy spalaniu dinozaurów zaczął kasować opłaty.
Jednak martwe dinozaury szybko się skończyły, a wraz z nimi łatwy i szybki zarobek. Ulrych lubił pieniądze, dlatego postanowił, że wykopie nowe. Oprócz pieniędzy lubił także swoją kochanicę w Sosnowcu, dlatego od tej pory zaczął kopać ze zdwojoną siłą.
Ulrych miał słabą orientację w terenie, a pod ziemią to już kompletnie się gubił. Myślał, że przesuwa się w bok, jednak kopał coraz głębiej i głębiej.Tym sposobem wkopał się na głębokość ponad 500 metrów. Kiedy udało mu się wykopać na powierzchnię ze zdumieniem stwierdził, że nie znajduje się w Sosnowcu, a 30 metrów od swojego "Młotka". Początkowa wściekłość przeszła mu szybko, ponieważ po drodze udało mu się znaleźć sporo nowych skamieniałych dinozaurów.
Jednak wydobywanie ich z takiej głębokości nie było łatwe. Dlatego Ulrych kupił okazyjnie dwa zabytkowe kołowrotki, o średnicy tarcz 6.5 i 7 m. Ze względu na dbałość o ochronę środowiska zasilane były silnikami elektrycznymi, jednak ich moc wynosiła aż 3264 KM z podtlenkiem. Była to w owym czasie najmocniejsza maszyna wyciągowa w Europie.
Ponadto zainstalował tu suwnicę oraz windę i już wkrótce wydobycie szło pełną parą.
Powstała tu kopalnia o nazwie "Hohenzollerngrube", zatrudniająca 174 pracowników i 6 kobiet :) Na samym dole pracowały konie, wyratowane przez Ulrycha z Morskiego Oka. Jak już wspominaliśmy, był on wielkim miłośnikiem zwierząt.
Ze względów marketingowych, skamieniałe szczątki dinozaurów zaczęto nazywać węglem kamiennym. W czasach późniejszych zaczęto wydobywać wegański węgiel pochodzenia roślinnego. Wprowadzono też odmianę bezglutenową.
Nasza dzisiejsza wieża szybowa została zbudowana z elementów stalowych, dlatego od roku 1927 roku nieco skorodowała. Ze względów bezpieczeństwa odradzamy wszystkim wchodzenie tam, dlatego też nie podajemy lokalizacji.
Po II wojnie światowej nastąpiło przyłączenie Bytomia do Polski. Kopalnię upaństwowiono, a nazwa jej została zmieniona na KWK Szombierki. Zmienione zostały też nazwy wież szybowych. Otrzymały one imiona kobiece, dla uczczenia ofiar wampira. Ataki na kobiety wzdłuż torów kolejowych zostały zabronione, gdyż w państwie socjalistycznym nie było miejsca dla wampirów.
W roku 1996 kopalnia została zamknięta. Przemianowano ją na kopalnię kaloryferów, miedzi i uzwojeń, a do roku 2001 wszystkie jej budynki wyburzono. Nasza wieża pozostała jako zabytek. Wpisano ją na listę 7 cudów Śląska.
Z nieco dziurawego dachu rozpościera się niezły widok na okolicę. Podobno pod koniec lat 30 wdrapał się tu sam Adolf Hitler. Ciekawe czy odmówił sobie sikania z góry ...
Zastał nas świt. Oprócz pięknego widoku, na pierwszym planie widzimy stelaż do mocowania napisów. W latach 30-tych wisiał tu napis "Schaffgotsch", po II wojnie mocowano tu różne hasła propagandowe, albo po prostu służył za mocowanie choinki :)
I to by było na tyle. Dziękujemy za uwagę. Postaramy się jeszcze wrzucić coś niecoś z okolic. Warto zwiedzać, póki cokolwiek stoi. Do zobaczenia !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz