poniedziałek, 31 sierpnia 2015

ROTUNDA

Być może niektórzy z Was zastanawiali się nad tym, co kryje się wewnątrz tajemniczego obiektu, stojącego nieopodal stacji kolejki w Ursusie. Ludzie przechodzący obok takich rzeczy dzielą się na dwie kategorie : na tych, których zupełnie to nie interesuje i na tych, których interesuje :)
My należymy do trzeciej grupy : tych, których interesuje i muszą to sprawdzić :)
Wejść nie było łatwo. Kiedy to się udało, naszym oczom ukazał się taki oto widok. 
Taki widok ukazał się nam po odwróceniu się. 
Taki widok na górę ...
A taki w dół :) Schodzić, nie schodzić ... Nie musimy dodawać, że z dołu doszły do nas niepokojące dźwięki :)
Taki niepozorny budyneczek ciągnie się głęboko w dół. 
Na szczęście można zapalić światło. 
Na samym dole widzimy plątaninę rur, podłączonych do dziwnych urządzeń. Ale to chyba jeszcze nie koniec. 
Poruszające się łańcuchy wpływają na wyobraźnię.
To się rusza !
Doszukujecie się pewnie nie wiadomo czego, a prawda jest o wiele bardziej banalna, niż mogłoby się wydawać. Otóż w różnych sytuacjach pracownicy MPWiK przenoszą tu Potfora. Kiedy czyszczą kanały, kiedy jest wizyta prezydenta USA, lub ojca świętego i chcą mieć spokój w kanałach lub kiedy Potfór coś zbroi :) Zamykają go tu, przypinają łańcuchami i już :)
Spróbujemy zrobić jedno zdjęcie :) Niestety w znalezionym aparacie nie udało się niczego odzyskać ;)
Odważnik do miary wszechrzeczy. 
I zawód do zakręcania wszelkich spraw. 
Nie byle jaki, bo produkcji czechosłowackiej.
Sezon ogórkowy jeszcze trwa, niedługo wrzucimy jeszcze jakieś wakacyjne wyprawy. 
To teraz już wiecie, stojąc obok tego w oczekiwaniu na kolejkę, co kryje się wewnątrz :) Do zobaczenia !

wtorek, 25 sierpnia 2015

HERB RUCIANEGO

No i u nas zrobiło się wreszcie wakacyjnie. Słońce, woda ... ale ileż można się kąpać :) Tym bardziej, że w sezonie nie ma gdzie wetknąć przysłowiowego palca. W miasteczku tłum i sznur samochodów, nad jeziorem nie lepiej. Ale mazury też mają swoje uroki. Wystarczy odejść kawałeczek dalej.  
Dymiący komin, żaglówka i drzewko. Te herb Rucianego Nidy. Żaglówki są, drzewka są, a o kominie nikt nie pomyśli. No, prawie nikt :)
Jeśli planujecie wspinaczkę, nie popełnijcie tego samego błędu. W okresie największych upałów należy robić to albo wczesnym rankiem, albo późnym popołudniem. W południe można się tu opalać a przy okazji dostać udaru z wysiłku i ekstremalnego gorąca. Ale niektórzy mają to gdzieś :) W prawym górnym rogu załapała się chyba jakaś osa :)
Temu kominowi Ruciane zawdzięcza, że w 1966 roku stało się miastem.Przez lata unoszący się z niego dym symbolizował pracę dla mieszkańców. W najlepszych czasach pracowało tu ponad tysiąc ludzi. 
Zakład Płyt Pilśniowych i Wiórowych w Rucianem Nidzie był największym zakładem produkcji płyt w Europie. W 1995 roku upadł. 
Mazury z takiej perspektywy to nie jest chyba codzienny widok. 
Rewelacji nie ma, ale jest na czym oko zawiesić. 
Sam zakład stoi w kompletnej ruinie, więc zwiedzanie może sobie darujemy. Można było zrobić parę fot, ale na dole czekało kilku lokalnych ziomków, którym spodobał się aparat :) Trzeba zatem było ratować zrobiony już materiał. Sytuacje takie pokazują smutną rzeczywistość - wystarczy zboczyć kilka metrów poza deptaki, plaże i kurorty, by zobaczyć nędzę, bezrobocie i patologię. 
Poza tym Zakład Płyt Wiórowych niezaprzeczalnie kojarzy się z próchniakiem :)
Co jakiś czas powraca dyskusja, czy komin powinien zniknąć z herbu Rucianego. Nam się podoba tak jak jest :) Do zobaczenia !

czwartek, 13 sierpnia 2015

DOM PODRZUTKÓW

Okazuje się, że nie tylko opuszczone miejsca mogą być ciekawe. Zdarza się nam czasem wstąpić do czynnych a nawet całkiem prężnie działających, które mimo to mają dla nas wiele do zaoferowania. Często znamy dany obiekt, mijamy go codziennie, a nie zdajemy sobie sprawy, że można spojrzeć na niego z zupełnie innej perspektywy. 
Szpital Dzieciątka Jezus - swą historię rozpoczyna w 1732 jako Dom Podrzutków. Wtedy stosunek do dzieci był delikatnie mówiąc inny :) Szpital znajdował się wtedy przy Krakowskim Przedmieściu. 
W roku 1758 placówka przeniesiona została na plac Warecki (obecnie Plac Powstańców Warszawy) i stała się główną instytucją opiekuńczo - leczniczą w Warszawie. Wtedy to oprócz podrzutków, zbierała również starców i kaleki. 
Po ponad 100 latach funkcjonowania Szpitala, wobec rosnących potrzeb mieszkańców Warszawy i brakiem gruntów na dalszą rozbudowę, w roku 1891 Rada Miejska Dobroczynności Publicznej podjęła decyzję o przeniesieniu go z placu Wareckiego na tzw. Folwark Świętokrzyski znajdujący się w pewnym oddaleniu od ówczesnej Warszawy. (info ze strony szpitala).
W dniu 5 sierpnia 1897 roku, w asyście ówczesnych władz Warszawy, dostojników kościelnych, architektów, budowniczych i lekarzy odbyła się uroczystość złożenia kamienia węgielnego pod budowę nowego szpitala pod wezwaniem Dzieciątka Jezus, usytuowanego w obrębie Folwarku Świętokrzyskiego, ograniczonego obecnie istniejącymi ulicami Nowogrodzką, Chałubińskiego, Koszykową, Starynkiewicza i Żelazną.
Budowę Szpitala Dzieciątka Jezus w obecnej lokalizacji zakończono 14 lutego 1901 roku. Miejsce jest miłe ze względu na sąsiedztwo :) 
Powstał szpital o zabudowie pawilonowej, wzorowany na budynkach szpitalnych Friedichshein i Am Urbau w Berlinie i Hamburger Eppendorf w Hamburgu, spełniający w pełni ówczesne europejski standardy nowoczesnej placówki szpitalnej.
Na terenie Szpitala działał system kanalizacji i wodociągów połączonych z siecią miejską. Dopływ prądu do oświetlenia zarówno budynków jak i terenu gwarantowała przeznaczona wyłącznie na potrzeby szpitala własna stacja elektryczna.
Niewątpliwie jedną z głównych atrakcji są tu kręcone schody. Podobno pozostały niezmienione od samego początku. Jako że ostatnio pokazywaliśmy różne ciekawe schody, pomyśleliśmy, że te dzisiejsze znakomicie uzupełnią całość. 
Trochę kusi, żeby się powspinać. 
Przypominając historię szpitala, nie można zapomnieć o okresie II wojny i Powstania Warszawskiego. W tym czasie szpital nieprzerwanie przyjmował pacjentów. 
Od początku działań wojennych, od października 1939 roku na terenie Szpitala Dzieciątka Jezus działał nieprzerwanie Ruch Oporu, popierany przez władze Szpitala. Prowadzone było tajne nauczanie studentów medycyny w ramach Szkoły Zaorskiego. Siostry Szarytki niosły nieocenioną pomoc nie tylko chorym, ale także ukrywając dzieci i dorosłych pochodzenia żydowskiego. Prowadzono szkolenia sanitariuszek, gromadzono środki opatrunkowych, leki, a nawet broń, co miało przyczynić się do wsparcia działań w czasie planowanego Powstania Warszawskiego.

W czasie Powstania Warszawskiego Szpital znalazł się w ogniu walk. W dniu 13.08.1944 roku pacjenci i personel medyczny przeżyli gehennę na skutek działań nacjonalistów ukraińskich z Pułku Kamińskiego, wspieranych przez hitlerowców. Zaraz po tym incydencie, w drugiej połowie sierpnia część oddziałów została ewakuowana do Grodziska, Podkowy Leśnej, Milanówka. Pozostałe Kliniki w październiku 1944 roku zostały przeniesione do Piastowa, na teren fabryki Tudor.
Dobra, zagadaliśmy się i niechcący gdzieś zleźliśmy. 
W sumie nic się nie stało. Tu też jest fajnie ;)
Zalanego tunelu na zwłoki nie widać. Po naszej wizycie w pewnym szpitalu, inne zaczęły wypompowywać wodę :)
Podziemia szpitala obfitują w korytarze i rozmaite zakamarki. 
Doskonałe oświetlenie sprawia, że cały czas jesteśmy na widoku. 
Dlatego według statutu szpitala wydzielono pomieszczenia, w których pracownicy mogą liczyć na odrobinę prywatności. 
Chwila niepewności. Czy kiedy zjedzie tu winda, wyłoni się z niej wózek z ...
To chyba ostatnia droga. 
Aż korciło, żeby zrobić selfiaczka na łóżku, ale narobiony hałas mógłby zaalarmować ewentualnego krypto ciecia. 
Pod powierzchnią ziemi czas się zatrzymał. 
Lubimy takie, ale niestety jest zamknięte.
Chyba jest jeszcze poziom niżej. Wygląda na to, że przetrzymywany tam potwór jest na tyle duży, że powstały wybrzuszenia w podłodze. 
Właśnie, Rawar. Kominy ... ech. 
Zostaliśmy przyłapani po dłuższej chwili, akurat na koniec zwiedzania :) Tu nie wolno wchodzić ! - Ale kto wchodzi ? My właśnie wychodzimy :)
Życzymy zdrowia i do zobaczenia niebawem :)