piątek, 19 lipca 2024

SHADOWS OF MORDOR - MARS

"Trzy pierścienie dla cieciów pod otwartym niebem, Siedem dla cieciów w kamiennych cieciówkach, Dziewięć dla szabrowników, skaczących przez płoty, jeden dla Władcy Ciemności w białej Dacii. W krainie Mordor, gdzie zaległy cienie".
To już kolejny odcinek z Mordoru i zapewne nie ostatni. Okolica zmienia się w coraz szybszym tempie, znikają kolejne budynki, dlatego i nas nie może tam zabraknąć.
Jak już zapewne kiedyś pisaliśmy, dzielnica Służewiec powstała na początku lat 50, na terenach rolniczych wsi o tej samej nazwie. Jedna z jej części otrzymała nazwę : Służewiec Przemysłowy. Tereny te przeznaczone zostały pod zakłady przemysłowe i magazyny. Druga, był to Służewiec mieszkalny, czyli eksperymentalne osiedla dla pracowników części pierwszej. 
Ale pogadamy potem, idziemy teraz siekać potwory.
Nasz dzisiejszy obiekcik posiada napisy w obcym języku, prawdopodobnie został niedawno odzyskany przez miasto od Federacji Rosyjskiej. 
A z okna widzimy kolejny obiekcik, o którym warto napisać, ale burzą tak szybko, że nie nadążamy wrzucać wpisów. 
O tym co mieściło się tu na przestrzeni dziejów napiszemy za chwilę. Rozpoczynamy zwiedzanie. 
Obiekt jest całkiem spory. Dobrze, że są też napisy po polsku, bo inaczej całkowicie byśmy się zgubili. 
Wnętrze już nieco nadgryzione, ale może coś uda się zobaczyć.
Bardzo rozbudowane systemy wentylacji sugerują, że budynek nie powstał w czasach powstania Mordoru, czyli w połowie lat 90. Wygląda na znacznie starszy, a jego przeznaczenie było raczej bardziej przemysłowe, niż biurowe. 
Niestety nie możemy zdradzać lokalizacji, powiemy tylko, że budynek znajduje się (a raczej znajdował) przy ulicy Wołoskiej. Nazwa ulicy pochodzi od Wołoszczyzny - historycznej krainy położonej na terenach dzisiejszej Rumunii. Wywodziły się stamtąd takie sławy jak Vlad Diabeł, czy Vlad Palownik. 
Miejsce zasłynęło z produkcji samochodów Dacia, nic więc dziwnego, że tutejsi cieciowie wybierają właśnie tę markę. 
Były pomysły, by przemianować ulicę Wołoską na Vlada Palownika, jednak w roku 1967 nadano jej imię radzieckiego kosmonauty Władimira Komarowa, który kilka dni wcześniej rozbił się tu swoim Sputnikiem. 
Od czasu tego incydentu okoliczne kury przestały się nieść, a krowy przestały mleko dawać. Jednak Komarov był bohaterem narodowym, więc sprawę zatuszowano.
W połowie lat 90 rozpoczęła się tu budowa ogromnego kompleksu biurowego. 
Otrzymał on nazwę Empark, a nazwy budynków, na pamiątkę katastrofy Komarova, nawiązywały do nazw planet i gwiazd. 
Były to m.in. : Saturn, Neptun, Merkury, Mars, Galaxy, GJ1132b, PSR B1257+12, czy Łajka. 
A historia zagłębia biurowego, zwanego Mordorem rozpoczęła się tu - w roku 1992, w budynku Curtis Plaza. Ale nie uprzedzajmy faktów. 
Jak już wspomnieliśmy, w naszym dzisiejszym budyneczku istnieje rozbudowany system wentylacyjny. 
Obiekt pochodzi prawdopodobnie z lat 70, kiedy w tym miejscu istniała fabryka Unitra Cemi. 
Zanim zabezpieczono miejsce katastrofy statku kosmicznego Komarova, miejscowa ludność zbiegła się i rozszabrowała część jego Sputnika, myśląc, że mają do czynienia ze statkiem obcych.  
Elementy skradzione z miejsca wypadku przeniesione zostały do nowopowstałych budynków i poddane wnikliwym badaniom. 
Nasi inżynierowie przekonani, że przejęli technologię obcych, popracowali nad tym palnikami i stworzyli pierwsze polskie półprzewodniki. 
Dzięki temu, w latach siedemdziesiątych nastąpił w Polsce szybki rozwój elektroniki. Powstałe tu w roku 1970 Naukowo-Produkcyjne Centrum Półprzewodników było jedynym producentem półprzewodników w kraju. 
Do dnia dzisiejszego zachowały się notatki na ścianach budynku w sekcji, w której przeprowadzano badania nad wrakiem. 
Są też notatki z autopsji ciała obcego. Ciała Komarova natomiast nigdy nie odnaleziono. 
I tak przez wiele lat pracowali tu ludzie w białych kołnierzykach, nieświadomi tego, co zamurowane jest za ścianą. 
Obecnie budynki biurowe z lat 90 nie spełniają już wymogów najemców. Jeden po drugim pustoszeją i znikają z krajobrazu. 
A kiedy Federacja Rosyjska dowiedziała się co tu się działo, zajęła budynek i oddała dopiero, kiedy wywieziono stąd wszystkie pozostałości po zdarzeniu z roku 1967. 
Widać, że szukali dobrze. Wszystko pozrywane. 
Aby prawda nie wyszła na jaw, jako przykrywkę utworzono tu na ten czas przedszkole dla dzieci radzieckich dyplomatów. 
Jak widać działał tu też IPN. Lubimy tę instytucję. Budzi miłe wspomnienia. Kiedyś ściągali nas z dachu siedziby, na miejscu której stoi teraz Warsaw Spire. Wszystko się zmienia. 
A te budyneczki czekają w kolejce. 
W miejsce biurowców powstają osiedla mieszkaniowe. Taki obecnie jest trend. 
A dopóki obiekcik jeszcze stoi, rozejrzyjmy się jeszcze chwilę. 
Budynek w zasadzie oprócz rozległych wentylacji nie nosi już śladów po pierwotnej działalności - fabryce Unitra Cemi. Po biurowcach też nie ma za bardzo. Jedyne ślady pochodzą z ostatniego okresu.
Mało kto wie, że niektóre malowidła nawiązują do katastrofy statku obcych. Nowe pokolenie zupełnie już o tym nie pamięta. 
Opuszczające budynek tajne służby, zapomniały zmazać planów podboju świata. 
A może jednak nie wszystko zostało zabrane ...
Do niedawna teren objęty był specjalnym nadzorem służb GRU. Obecnie pojawili się cieciowie. Ale nie są to zwykli cieciowie. 
Pojawiła się nowa jakość w cieciostwie, trafił nam się trudny przeciwnik, ale o tym opowiemy w kolejnym odcinku. 
A tymczasem nad Mordorem zaległy cienie. 
Tak chodzimy i chodzimy i końca nie widać. Weszliśmy chyba niechcący do strefy niejawnej.
Co było tu przechowywane, możemy tylko się domyślać. 
Jak widać, Rosjanie opuścili obiekt całkiem niedawno. Wygląda tak, jakby wyszli na chwilę po flaszkę. 
Do kolejnych stref potrzeba specjalnych kluczy. Nie mamy dostępu, więc nie wiadomo czy się uda. 
Robi się ciemno, a końca budynku nie widać. 
Serwerownia już pusta. Rosyjskie złoto (elektryka) już stąd wyjechało. 
Na łączeniach nie stawaliśmy. Foty z dachu w Mordorze zawsze dobrze wychodzą. 
Tu się zmieni wszystko, już niebawem.
Podobna antena była na dachu pewnego budynku przy Szucha, robiliśmy go wiele lat temu. Rosjanie zawsze instalują takie coś na dachu. 
Na koniec bank. Dobry budynek to taki, który ma skarbiec. 
– Chcielibyśmy się skomunikować z panem Duńczykiem?
– Z Duńczykiem, powiadasz pan... Nie znam człowieka.
– Jak to pan nie zna, przecież pracował pan u niego dwa lata.
– Tak? Może byłem wtedy chory.
– A teraz? (Moks wkłada banknot do kieszeni biletera.)
– A teraz jestem zdrowy.
Będzie trudno, ale jakoś damy radę. 
W krainie Mordor, gdzie zaległy cienie.