piątek, 17 listopada 2017

NORBLIN

Z cyklu odchodzących zabytków przemysłowych Woli dziś fabryka Norblin. Jest to chyba jedna z najstarszych warszawskich fabryk a my doszliśmy do wniosku, że nie było jeszcze stąd zdjęć. Pora zatem to nadrobić.
A pora jest najwyższa. Od początku swego istnienia zakład przechodził wiele zmian. Był niszczony podczas obu wojen, a w czasach współczesnych niektóre budynki zostały rozebrane. Niektóre całkiem niedawno. Ma się wrażenie, że ubywa go z każdą chwilą.
Lada dzień ma ruszyć rewitalizacja terenu. Już niebawem ma tu powstać centrum biurowo - rozrywkowe z parkingiem na 750 miejsc.
Jutro ma się odbyć ostatnie zwiedzanie dawnych hal Norblina. Potem teren będzie zamknięty. Jakoś nigdy nie udaje nam się załapać na oficjalne zwiedzania. Poza tym nie lubimy chyba tłumów i stania w kolejkach. Dlatego zorganizowano dla nas ostatnie zwiedzanie przedpremierowe. A właściwie to sami sobie zorganizowaliśmy ...
Nowy członek ekipy. Pełni bardzo ważne role rozpoznawcze i dywersyjne, mające na celu zmylenie przeciwnika. Nie chce podawać swoich personaliów. Jego pseudonim operacyjny to Czarny Burek.
Podczas gdy Burek odwraca uwagę niewygodnych świadków, my rozpoczynamy zwiedzanie metodą "Explorator Windows". W takich przypadkach często potwierdza się fakt, że w tym zawodzie warto liczyć zbędne kilogramy :)
Było warto. Spodziewaliśmy się raczej pustych hal.
A tu nawet pomanipolować jest czym.
Z tego co ustaliliśmy zachowały się hale dawnej odlewni, rurowni i walcowni. Jednak chyba nie wiemy która jest która :)
W jednej sprzedają pietruszkę, w drugiej pieczywo. Ale od jutra to się zmieni ...
Tak klikając kolejne okienka warto wspomnieć o historii obiektu, chociaż nie lubimy dat i cyferek.
Działka na której się znajdujemy, została zasiedlona w 1762 przez kamerdynera króla Stanisława Augusta - Franciszka Ryxa. Wystawił tu próchniak oraz domek ceglany i wykopał staw. Tyle przynajmniej widać na zdjęciach satelitarnych z roku 1771. Nieoficjalnie mówi się, że pod spodem wybudowano pokaźny schron przeciwatomowy, zapasowe centrum dowodzenia i tunel który miał służyć królowi za miejsce schadzek. Prowadził on z Żelaznej do Almameru, a stamtąd pod Wisłą wprost do Modlina.
Później teren przejął syn kamerdynera. Pokazał w tajemnicy co ma pod ziemią jednemu "exploratorowi". Tydzień później zdjęcia z obiektu były na wszystkich fanpejdżach o urbexie, w weekend nie można było opędzić się od wycieczek, walących masowo i ustawiających rzeczy by lepiej wyglądały na zdjęciach. Syn zwątpił i zrezygnował z urbexu. Zajął się uprawą owoców. Nie mógł tam uprawiać nic innego, bo zewsząd wpadali ludzie z aparatami :)
Przez kolejne lata działka zmieniała właścicieli. W 1833 przejął ją bankier Abraham Cohen, który w przeciwatomowym schronie chciał ulokować żydowskie złoto. Niestety inwestycja nie wypaliła.
W 1847 odkupił ją Edward Luckfield, który urządził tu fabrykę platerów, pod przykrywką. Jak widać przykrywka gdzieś zniknęła, no ale było to ładnych parę lat temu, więc miała prawo.
W 1856 fabryka zatrudniała ponad 100 pracowników i posiadała nowoczesne maszyny do wyrobu sztućców. Oprócz tego produkowała silniki i agregaty prądotwórcze do samolotów, statków i platform wiertniczych :)
Kiedy zwiedziały się o tym fanpejdże urbexowe znowu zaczęły wypływać foty. Początkowo podpisane tak, że nie podadzą lokalizacji dopóki obiekt nie będzie wyburzony, jednak po chwili foty były wszędzie, a zakład borykał się z wycieczkami masowo wykręcającymi elektronikę.
W roku 1856, zrozpaczony Luckfield, chcąc odgonić wycieczki wspiął się po pijaku na komin, wypisując tam slogany typu : "Siema ch..je, nie byliście pierwsi", "Roles ssie pytkę", czy "Redman to ch..". Niestety fragment drabinki był już odcięty przez złomiarzy, w wyniku czego spadł i poniósł śmierć.
W 1882 fabrykę odkupili ludzie z Mokotowa : Teodor Werner, ksywa "Buch" i Ludwik Norblin, ksywa "Strachu". Rozpoczęli tam uprawę na wysoką skalę, zaopatrując całą lewobrzeżną Warszawę. Cena za gram osiągała wtedy 20 rubli. Niestety ilość prądu potrzebna do zasilenia wentylatorów była tak wielka, że w połowie Warszawy zabrakło prądu. Wtedy władze carskie zaczęły coś podejrzewać i dobrały im się do tyłków.
Spółka było zmuszona zająć się legalną działalnością. Zajęła się produkcją rur, blach i drutów. Na terenie otwarto też przyzakładowy skup złomu. Dla zachęty dano tam bardzo korzystny kurs - 30 rubli za kilogram miedzi. Okoliczni złomiarze przynosili urobek, wycięty ze wszystkich napotkanych trafostacji, przez co w tym okresie Warszawa ponownie zmagała się z brakami prądu.
Oczywiście wszystko to było tylko działaniem pod przykrywką. Dla zamydlenia oczu carskim urzędnikom. Uprawa kwitła dalej w najlepsze. Tylko firma nie brała już prądu z lokalnych elektrowni, ale podpięła się na dziko pod EC Szombierki.
Kiedy sprawa wypłynęła w internecie, wszystkie wycieczki przeniosły się do Bytomia. Dzięki temu spółka przez pewien czas zyskała względny spokój. Niestety zaginął mechanizm sterowania zegarem w wieży EC Szombierki...
Blachy produkowane w naszej fabryce, wykorzystywane były przy produkcji parowozów, statków i Lanosów dla straży miejskiej. Powyższa szacowna instytucja po dziś dzień ma swoją siedzibę w dawnym sklepie firmowym Fabryki Norblina - przy Niecałej 2.
W przededniu I wojny zakład prosperował bardzo dobrze. Eksportował towar na wszystkie kraje ZSRR, a nawet do Iranu.
Wybuch I wojny namieszał trochę. Szabrownicy z Rosji powywozili sprzęt i elektronikę. Początkowo wchodzili dla niepoznaki z aparatami, że niby robią tylko zdjęcia, ale potem to się już zupełnie nie krępowali. Zarząd fabryki puścił na teren trzech cieciów, ale łatwo było rozgryźć, że robią obchód o pełnej godzinie, a przez resztę czasu szaber wypływał ...
Po I wojnie zakład odbudowano i wyposażono w nowy sprzęt. Oprócz rur i prętów zaczęto też produkować amunicję i krążki do bicia monet. Powstało też nowoczesne laboratorium.
A kiedy w internecie wyciekło, że jest dobry lab ... to znów pojawiły się wycieczki.
Do wybuchu II wojny firma rozwijała się bardzo dynamicznie. Produkcja szła pełną parą, więc musiano otworzyć drugi zakład w Siedlcach. Jednak zaszkodził jej nie tyle wybuch wojny co złomiarze. Podobno pod koniec lat 30tych zanim silnik zszedł z taśmy, całe miedziane uzwojenie było już na skupie. To tłumaczy dlaczego pancernik Szlezwik tyle czasu stał w porcie.
W 1939 fabryka została zniszczona i rozszabrowana przez niemieckich fotografów. Prawie cała elektronika i miedź poszła za granicę. Podobno służy po dziś dzień do produkcji bezwypadkowych okazji :). Jednak w czasie II wojny ponownie ją uruchomiono. A jak każda szanująca się fabryka silników ta również produkowała pomniki. Stąd pochodzi pomnik Kopernika, z którego w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła tabliczka. Oficjalnie każdy zabiera tylko zdjęcia i zostawia ślady stóp ...
Po II wojnie fabryka została odbudowana. Początkowo naprawiano tu części do zniszczonych taborów kolejowych. Jednak ktoś komuś sprzedał miejscówki lokalnych ZNTK i wycieczki zalały kraj. Gazety z końca lat 40-tych piszą o zalewie weekendowych wycieczek w Poznaniu i Bytomiu.
W 1948 fabryka została znacjonalizowana. Utworzono tu walcownię metali "Warszawa".
Zaraz po oddaniu trasy WZ - 22 lipca 1949, w internecie wypłynęły zdjęcia z tunelu technicznego i kierownictwo fabryki trafiło do więzienia.
A fabryka działała do 1982, wykorzystując przedwojenny park maszynowy, niemal go nie modernizując.
W 1982 fabryka została przeniesiona na ulicę Palisadową, do hal zajmowanych od 1788 przez ścianę wspinaczkową. Produkcja została powierzona czeczeńskim uchodźcom. Jaki jest los zakładu nie wiadomo.
Od tego czasu zabytkowe hale przy Żelaznej stoją puste. Swoje siedziby miały tu różne muzea. Organizowano tu też rozmaite wystawy, m.in. :"Warszawa Szabruje", pokazującą wpływ kursu miedzi na skupach na upadek przemysłu w poszczególnych dzielnicach.
I to by było z grubsza na tyle. Jak już mówiliśmy, nudzą nas daty i cyferki. Mamy nadzieję, że nie zanudziliśmy nimi Was, drodzy czytelnicy :)
Kiedy wszystkie muzea i wystawy się wyniosły, na terenie działał bazar. Można tu było kupić pietruszkę i wieprzowinę z nielegalnego uboju.
Dziś bazar zakończy swoją działalność.
Dlatego też pokazujemy dziś Norblin naszym okiem. Jutro przyjdą wycieczki i zdjęcia pojawią się przy każdym otwarciu lodówki :)
A jak zmieni się zakład po rewitalizacji zobaczymy.
Miejmy nadzieję, że nie zmieni się aż tak, żebyśmy nie mogli go rozpoznać. Zmiany są nieuniknione. Na mieście są nowe porządki. My chcielibyśmy zamknąć oczy i spacerować ulicami dawnej Warszawy. To takie małe marzenie. Dlatego przestajemy już gadać i dla uczczenia obiektu pozostawiamy resztę wpisu w ciszy.
Na koniec kilka zdjęć sprzed kilku lat. Są już archiwalne... Do zobaczenia ...