czwartek, 31 grudnia 2020

sobota, 26 grudnia 2020

OSIEDLE DUDZIARSKA

Tak zwane osiedla socjalne z założenia owiane są złą sławą. Być może rzeczywiście nie jest tam wesoło, ale wypowiadają się o tym zazwyczaj ci, którzy nigdy tam nie byli. W każdym większym mieście jest takie miejsce. Radom, Bytom, Nowa Sól. Długo można wymieniać. My również mieliśmy swoje, ale ponoć było tak patologiczne, że jedynym lekarstwem na uzdrowienie sytuacji było wywalenie wszystkich i zrównanie z ziemią. 
My również nie byliśmy na osiedlu socjalnym. Bywaliśmy czasem przy okazji gdzieś tam, ale strach nie pozwalał opuścić auta. Nie zamierzamy nikogo osądzać, ani z nikogo się śmiać. Skoro opuściło się, to zwiedzimy, traktując jak typowy próchniak. 
A nasz dzisiejszy próchniaczek nie jest specjalnie stary, bo pochodzi z roku 1994. Konserwator tego nie obejmuje, a nawet gdyby, to i tak brzydziłby się wejść. 
Trzy bloki socjalne przy ulicy Dudziarskiej powstały w celu rozwiązania problemu rodzin eksmitowanych z mieszkań znajdujących się na terenie dzielnic Śródmieście i Praga Południe. Wiosną 1993 roku samorządy tych dzielnic zawarły porozumienie, zgodnie z którym w blokach przy Dudziarskiej mieli zamieszkać ludzie z wyrokami eksmisyjnymi oraz osoby potrzebujące mieszkań kwaterunkowych. Pieniądze na budowę osiedla pochodziły z gminy Warszawa Centrum.
Ale żeby nie było zbyt kolorowo, postanowiono stworzyć pewien eksperyment. Znamy takie eksperymenty z filmów grozy i wiemy, że zazwyczaj wymykają się spod kontroli. 
Powstawaniu osiedla na Dudziarskiej towarzyszyły obawy, że zgromadzenie w jednym miejscu znacznej liczby osób niezaradnych życiowo, zdemoralizowanych bądź uzależnionych od alkoholu przyczyni się do powstania typowego miejskiego getta, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Próbowano temu zaradzić, przeznaczając część lokali na mieszkania służbowe dla policjantów i ich rodzin. Uznano, że takie rozwiązanie pomoże w utrzymaniu porządku w osiedlu i wykluczy przestępczość. Zgodnie z tymi planami, w 30% mieszkań w bloku 40a przy Dudziarskiej zostało zasiedlonych przez policjantów z rodzinami. Resztę lokatorów stanowiły rodziny z kwaterunku, a także osoby po wyrokach eksmisyjnych. Z oczywistych względów rodziny policjantów nie chciały mieszkać na Dudziarskiej. Zaledwie kilka mieszkań policyjnych było zamieszkanych, do pozostałych wprowadzono ludzi po eksmisjach z lepszych dzielnic lub stały one puste.
Aby nasze osiedle nie kojarzyło się z gettem z Bronxu, pojawiły się na jego ścianach liczne malunki. Te które widzimy, przedstawiają wątki marynistyczne. 
Wygląda to całkiem spoko, pod warunkiem, że osiedle jest opuszczone i nikt tu nie mieszka. 
Gdybyśmy nie wiedzieli gdzie jesteśmy, można by pomyśleć, że przechadzamy się pod akademikami akademii morskiej. 
Osiedle wybudowano na pustym polu, bez żadnej infrastruktury (nie dociągnięto instalacji gazowej, a jedyna droga dojazdowa prowadzi ul. Chłopickiego obok aresztu śledczego, zwanego Kamczatką.) pomiędzy bocznicą kolejową "Olszynka Grochowska", a torami regularnej linii kolejowej na trasie do Mińska Mazowieckiego. Po drugiej stronie torów, naprzeciwko osiedla powstała spalarnia śmieci. Jest to obiekt, który dodatkowo utrudniał życie mieszkańcom Dudziarskiej, bo gdy tylko wiatr wiał z północy zapach śmieci i dymu ze spalarni był wszechobecny i nieznośny. W niedalekim sąsiedztwie znajduje się zakład karny dla kobiet "Olszynka Grochowska". Nad ugorem zwanym "boiskiem do gry w piłkę nożną" biegną linie wysokiego napięcia. Sąsiadujące z osiedlem ogródki działkowe są praktycznie opuszczone przez właścicieli, brudne i zaniedbane – obecnie opanowane przez bezdomnych.
Miejsce, na którym stoi nasz dzisiejszy obiekcik nazywa się "Kozia Górka". Niegdyś była to wieś. Wieś Kozia Górka została podzielona przez budowę linii kolejowej terespolskiej na Kozią Górkę Grochowską i Kozią Górkę Kawęczyńską (nazwy występują na urzędowych planach przedwojennych). 
Nie będziemy zagłębiać się w stare nazewnictwo. Jedno jest pewne - gdyby jakakolwiek koza zapuściła się w te rejony i zeżarła coś z podłoża, to jej koniec byłby niechybny. 
Bloki otaczają Staw Kozia Górka – w lecie ulubione, a właściwie jedyne miejsce spędzania wolnego czasu dla okolicznej młodzieży i dzieci z Dudziarskiej. W 2002 roku, przy jednym z zewnętrznych bloków administracja osiedla urządziła plac zabaw dla dzieci. Postawiono dwie huśtawki, karuzelę, zjeżdżalnię i małą piaskownicę. Do dziś przetrwały tylko szkielety tych urządzeń – placyk wygląda bardziej złowrogo niż wesoło.
Trzy bloki na Dudziarskiej były wyspą oddzieloną od reszty świata trudną do pokonania przestrzenią. Przez długi czas nie dojeżdżał tam żaden autobus komunikacji miejskiej, dopiero 14 listopada 2007 skierowano tam autobus 137. Jednak brak zgody na przejazd autobusu przez teren kolejowy spowodował dziwną trasę tej linii, aby dojechać do pętli Olszynka autobus jechał naokoło, przez Chełmżyńską, Marsa i Grochowską. Dodatkowo kursował on zaledwie co godzinę i dwadzieścia minut, dopiero potem zwiększono jego częstotliwość.
Na całym osiedlu w trzech budynkach jest 216 lokali, z czego około 80% było oficjalnie zasiedlonych. Reszta stała pusta – nikt tam nigdy nie mieszkał albo ich poprzedni lokatorzy już nie żyją, bądź też zostały zdewastowane wskutek pożaru i nikt ich nie wyremontował. Tylko kilku mieszkańcom udało się opuścić Dudziarską i przenieść do mieszkań lepiej usytuowanych.
Niezamieszkałe lokale są zdewastowane. W części brakuje drzwi wejściowych (lub przynajmniej zamków), mają powybijane okna, zniszczone, wyrwane ze ścian instalacje sanitarne i nie działające instalacje elektryczne. Mieszkania te pełne są śmieci, zepsutych sprzętów wrzucanych tam przez sąsiadów, śladów po libacjach.
Bloki na Dudziarskiej, już w założeniu przeznaczone na mieszkania socjalne, budowane były w bardzo niskim standardzie. Nie są izolowane, nie ma ciepłej wody w kranach. Z powodu powybijanych okien i powyrywanych drzwi po klatkach schodowych hula wiatr. Jest tam zimno, wilgotno, ściany są zagrzybione, ale i z premedytacją niszczone przez mieszkańców: zakopcone, poobijane, pełne rysunków i napisów. Wiszą zdewastowane skrzynki pocztowe. Obrazu zniszczenia dopełnia unoszący się gęsty zapach moczu, stęchlizny, wilgoci i odchodów zwierzęcych. Grzyb na ścianach panoszy się również w mieszkaniach. Są one często niedogrzanie ze względów oszczędnościowych – w blokach na Dudziarskiej nie ma instalacji centralnego ogrzewania, wspólnej kotłowni ani instalacji gazowej, a ogrzewanie elektryczne jest kosztowne. W wyposażeniu mieszkań są kuchnie węglowe i piecyki do ogrzewania pomieszczeń, ale często są zepsute. Kilka mieszkań nigdy nie było ogrzewanych; wiele z nich nie ma także uregulowanej sytuacji prawnej – umowy najmu wygasły i nigdy nie zostały przedłużone. Kilku regularnie nie płacących lokatorów usiłowano zmobilizować do regulowania czynszu wyrokami eksmisyjnymi, ale jak twierdzą sami urzędnicy "z Dudziarskiej już się nie eksmituje, bo nie ma gdzie". Żaden z wyroków nie został nigdy wykonany.
W październiku 2010 na trzech blokach osiedla przy ulicy Dudziarskiej z inicjatywy Alicji Łukaszczuk i Grzegorza Drozda na ścianach bloków wymalowano z jednej strony kompozycję z linii prostych inspirowaną dziełami Pieta Mondriana, a z drugiej strony obraz Czarny kwadrat Kazimierza Malewicza. Projekt uzyskał nazwę "Uniwersal" i miał nawiązywać do modernizmu, który starał się swoja architekturą tworzyć idealny świat, co oczywiście ostatecznie nie miało racji bytu. Przygotowania do projektu były bardzo utrudnione, gdyż niektórzy mieszkańcy niechętnie patrzyli na zmiany. Szczególnie duże wątpliwości wprowadził obraz Czarny kwadrat, gdyż według mieszkańców jeszcze bardziej wzmocni on wizerunek tego osiedla jako miejsca "w czarnej dziurze".
Żywy na Dudziarskiej był problem "dzikich lokatorów". Byli nimi zarówno młodzi ludzie, którzy chcieli żyć samodzielnie i uciekali z przeładowanych klitek rodziców, kobiety z dziećmi, które dłużej nie były w stanie wytrzymać awanturujących się partnerów, jak też wiele innych ludzi o skomplikowanych życiorysach. Wstawiali drzwi do pustego, sąsiedniego mieszkania, przenosili swój dobytek i zaczynali mieszkać. O zajęciu lokalu informowali administrację dopiero po jakimś czasie lub wcale. W ten sposób unikali długich list oczekiwań na przydziały, zbędnych formalności, znienawidzonych kontaktów z urzędnikami i ludźmi z zewnątrz.
1 marca 2020 osiedle Dudziarska zostało wysiedlone. Jednak ostatni lokator pozostał tu o wiele dłużej. Mowa o cieciu, który zamieszkał w tej klatce. Żeby cieciować tu po nocy, trzeba mieć nerwy ze stali, albo trzeba znieczulić się tak, żeby wyglądać na martwego ...
Powiadają, że tutejszy cieć jest wyjątkowo srogi i opryskliwy, ale wystarczyło dobre słowo i mogliśmy bez problemu zwiedzić cały kompleks. 
Można powiedzieć, że sam zachęcał do wejścia. 
Na wszystkich dostępnych w necie zdjęciach z obiektu zobaczyć można złowrogie, pootwierane skrzynki. Mogliśmy ujrzeć to na własne oczy. 
Obiekt jest dobrze chroniony ...
a także pielęgnowane są tu tradycje JP. 
Niektóre mieszkania są zupełnie puste ...
inne znajdujemy w doskonałym stanie zachowania. 
Można powiedzieć, że wyglądają tak, jakby lokatorzy właśnie wyszli wysrać się do sąsiedniego pustostanu. 
Chyba nie było tu tak źle, jak się mówi. 
Niektóre lokale są luksusowe. 
Jak przystało na próchniak, nie mogło obejść się bez daszku. 
Rozpościera się stąd piękny widok na całą Kozią Górkę. 
Wracamy do środka. Nie wszystko jeszcze zostało zwiedzone. 
Oprócz daszku, każdy próchniak ma swoją piwnicę, gdzie skrywają się najciekawsze skarby. 
Tak jak w poprzednim odcinku, mieszkał tu hodowca psów. Ale jak już mówiliśmy - nie jesteśmy uprzedzeni. 
Piwnica zbudowana jest z masywnych płyt, zdolnych przetrwać atak nuklearny (oraz najście komornika).
Widać, że mieszkańcy byli miłośnikami motoryzacji ...
ale również byli wrażliwi na piękno kobiecego ciała. 
Pająk niestety wyszedł nieostry. 
Opuszczamy nasz obiekcik. Ciekawe co powstanie w jego miejscu ...
Do zobaczenia !