czwartek, 25 kwietnia 2024

OPUSZCZONE TBILISI

Dzisiejszy odcinek nie będzie typowo urbeksowy, a raczej krajoznawczy, czy nawet obcokrajoznawczy. Czasami trzeba pojechać trochę dalej i sprawdzić jak jest tam, gdzie nas nie ma. 
Jak już pewnie zauważyliście, jesteśmy w Gruzji. Jak się za chwilę okaże, nazwa ta jest nie przypadkowa, ale nie uprzedzajmy faktów. 
Tak się składa, że jesteśmy akurat w stolicy tego kraju. Ze względu na to, że nie możemy podawać lokalizacji nie powiemy jaka to stolica. Dodatkowo, język tutejszy jest tak zawiły i nie podobny do niczego, że i tak nikt by nie zrozumiał.
Tak na prawdę dzisiejsze zdjęcia będą pomieszane. Trochę z Tbilisi a trochę z leżącego nieopodal Kutaisi. Ale miejsca do siebie podobne, także nie trzeba robić z tego zagadnienia. 
Nasza dzisiejsza stolica wygląda jakby cała stała w urbexie. O tym, że nie jest to opuszczone miasto świadczy ruch uliczny. 
Okazuje się, że nie wszystko urbex co się świeci. Większość z tak wyglądających budyneczków jest zamieszkanych, przez takich ...
lub innych mieszkańców. 
Kto był w Gruzji wie, że po ulicach wałęsa się tam mnóstwo bezdomnych psów. Wystarczy tylko na któregoś spojrzeć i za chwilę mamy towarzysza, do którego dołączają kolejni i kolejni. Widać co prawda, że są dokarmiane, ale to jest widok, do którego trudno się przyzwyczaić. 
Rzeka płynąca przez Tbilisi nazywa się Kura. Ciężko powiedzieć dlaczego akurat tak, ale nazwa jest całkiem przyjemna. 
Nazwa Gruzja pochodzi od gruzów. Jest ich całe mnóstwo. Nie obowiązują tu badania techniczne, można jeździć czym się chce. Samochody pokazane na zdjęciach nie są również opuszczone, lecz używane na co dzień. 
Widać, że miejscowi masowo sprowadzają auta z Azji. Po której stronie jest kierownica również nie ma tu zbyt dużego znaczenia. Można podziwiać modele, które nie były wypuszczane na Europę i ciężko u nas takie uświadczyć. 
Ten akurat nie jest chyba używany na codzień, ale zapewne w trakcie naprawy. 
W jednej z dzielnic możemy zobaczyć wiele bloków, wybudowanych w duchu socjalistycznym. Niektóre są ogromne. Pomimo, że są zamieszkane, stały się obecnie atrakcją turystyczną. 
Do Gruzji jeszcze wrócimy. Może uda się nawet gdzieś wleźć. 
Do zobaczenia !

 

wtorek, 16 kwietnia 2024

DOM ZŁY 71

Żeby było coś na czasie, pokażemy dziś pewnego próchniaczka. Do niedawna był on zwykłym, niczym nie odbiegającym od innych próchniaków w okolicy, jednak od pewnego czasu jest chyba najsłynniejszym próchniakiem w mieście. 
Kilka dni temu wszystkie serwisy informacyjne i internety zalała wiadomość o odnalezieniu ciał, w kamienicy na Woli. Sytuacja była dynamiczna, ponieważ z każdym dniem zwłok przybywało. 
Lokalizacja nie była podana, dlatego i my nie będziemy jej zdradzać. W każdym razie liczba zwłok zatrzymała się na razie na czterech. Część podobno zakopana była w piwnicy, reszta przykryta materacami. Służby zostały zaalarmowane przez okolicznych mieszkańców, wyczuwających nieprzyjemne zapachy. 
My zapachów żadnych nie czuliśmy, oprócz typowej mieszanki menela i gołębia. Ale w takich miejscach nie zwraca się na to uwagi. 
Poza tym byliśmy tu jakiś czas temu, zanim stało się to modne. Zdjęcia czekały spokojnie na swoją kolej, obok zdjęć innych, zwyczajnych próchniaczków. 
Próchniaczków jest tu jeszcze sporo, chociaż okolica zmienia się bardzo dynamicznie. 
A nasz dzisiejszy próchniaczek nie jest taki całkiem zwyczajny, ponieważ jest to podobno najstarszy budynek przy ulicy Grzybowskiej. 
Wybudowany został w roku 1910 dla Leokadii i Antoniego Gawłowiczów. Kim byli nie udało się ustalić. 
Od tego czasu sporo się tu zmieniło. Oczywiście poznikały zdobienia i balkony. Pozostał tylko Jezusek, widoczny kilka zdjęć wcześniej. 
A i podwórko wyglądało inaczej. Informacji na ten temat również nie ma, ale widać to na zdjęciach lotniczych. 
W podwórku znajdowały się różne firmy i zakłady. W roku 1930 istniał tu mały browar "Polonia". Zapewne nie istniał długo, w tak bliskim sąsiedztwie dużego browaru Haberbusch i Schiele. 
Następnie mieściła się tu firma Wacława Kaczorowskiego, produkująca zaprawy do wódek, ale to nie jedyne, co można wyczytać w różnych źródłach na temat tego miejsca. 
W latach 1930-1942 działała tu mydlarnia Marceli Araszkiewicz, 1935-42 fabryka wód mineralnych Wincentego Mościckiego i 1930-42 fabryka musztardy. W latach 30-tych przewinęły się tu również warsztaty wyrobów metalowych i odlewnia metali Opitz Franc.
A teraz przenosimy się do piwnicy, w której ... ale nie uprzedzajmy faktów. 
Zdjęć dużo nie będzie, ponieważ podczas zwiedzania mieliśmy pewny zatarg z mieszkańcami. Byli delikatnie mówiąc niesympatyczni, dlatego może nie dziwić, że w końcu stało się, co się stało. 
Ciężko było wtedy stwierdzić, czy mieszkańcy płacą czynsz za mieszkanie w tym urbexie, czy przejęli przez zasiedzenie. Jako ludzie kulturalni, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne sytuacje opuściliśmy próchniak. 
Widok z daszku jest jaki jest, jednak coś rzuciło nam się w oczy. Ale nie uprzedzajmy faktów. 
Ogólnie kamienica wygląda na słaby stan. Z tego co czytaliśmy, deweloper budujący się w sąsiedztwie zobowiązał się do jej remontu. 
A co będzie dalej z naszym dzisiejszym próchniaczkiem nie wiemy. Pewnie zostanie w końcu wchłonięta, przez stale zmieniające się otoczenie. 
Do zobaczenia !