
" Po żelaznych klamrach spuszczamy się w dół cementowej studni. Ekipa liczy kilkanaście osób, w tym przewodnik. Na dole otrzymujemy drewniane drążki o długości ok. 50 cm. Pochylamy się nisko, silnie chwytamy drążek z wierzchu obydwiema rękami, zaczepiamy go między ściankami kanału i w tej pozycji podciągamy jedną nogę, przerzucamy drążek do przodu i podciągamy drugą nogę. Grzbiet trze o sklepienie, kamienny strop przygniata do ziemi. Po pewnym czasie człowieka zaczyna ogarniać szaleństwo." - czytamy relację uczestnika tamtych wydarzeń.







140 ludzi zostało rozstrzelanych przez Niemców przy włazie na Dworkowej, kiedy zabłądzili w kanałach w czasie ewakuacji.


















- Która godzina ?
- 19 : 44
- Ale tu dużo pary, chyba ktoś się kąpie ... o k....! burza!
Kiedy odwróciłem się w stronę kolektora, poziom który przed minutą był po kostki, teraz był znacznie wyższy. Wskoczyliśmy. Sięgał pasa. Uciekamy, poziom gwałtownie rośnie, z dopływów walą z wielkim hukiem niewyobrażalne ilości wody. Wracamy pod prąd. Jest ciężko, gazy zaczynają odbierać rozum. Do przelewu, którym można uciekać jest daleko, nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa ... Klapy w studzienkach pozapiekane.
Nie przedłużając, udało się. Dopadliśmy deskorolki i czym prędzej zjechaliśmy przelewem w kierunku Wisły, rozbijając się i raniąc po drodze.
Przez godzinę leżeliśmy na nadbrzeżu, łapiąc oddech, wymiotując od gazów, później przemywając rany. Żyjemy.

- Wolę cieszyć się życiem.
Do zobaczenia! O ile Lindley nie zdecyduje inaczej ...(link)