wtorek, 19 września 2017

SPACER PO FORCIE BEMA

Nie samym próchniakiem człowiek żyje, czasem warto pospacerować, szczególnie kiedy jest odpowiednia pogoda. Teren Fortu Bema znakomicie się do tego nadaje. Odwiedzamy go co jakiś czas, żeby sprawdzić co się zmieniło.
Chcieliśmy wstąpić do restauracji, ale ku naszemu zdziwieniu okazało się, że ... była czynna. A tak dobrze się zapowiadała.
Na terenie parku pochowane są różne próchniaki, w większym lub mniejszym stopniu zamieszkane.
Pomiędzy nimi można trafić różne ciekawostki. 
Można zażywać rekreacji na świeżym powietrzu, a także bezkarnie szabrować pożywienie.
Jakoś na innych obiektach nie widzieliśmy takich tabliczek. Lubicie miedź ? My też, bo jest ciężka i droga. Ten próchniak jest miejscem, w którym każdy może ją wycinać... :)
Ale człowiek nie żyje tylko jabłkami, czasem trzeba zjeść coś konkretniejszego. 
Fort Bema to przede wszystkim fortyfikacje z czerwonej cegły, ale pokazywaliśmy je chyba kiedyś. Służą młodzieży gimnazjalnej za miejsce do wypitki, a także są doskonałym miejscem, gdzie można zjeżdżać na tyłku zimową porą. Dziś zajmiemy się pozostałą częścią terenu. 
Sam fort powstał w latach 1886 - 1890 i nazwany był początkowo Fortem Parysów. Podobno powstał w obawie Rosjan przed wybuchem kolejnego polskiego powstania. Położona na obrzeżach miasta twierdza, doskonale nadawała się jako baza wypadowa dla oddziałów do ewentualnej pacyfikacji miasta. 


W onym czasie wybudowano także cerkiew, która przetrwała do dziś. Obecnie jest to parafia św. Józafata Kuncewicza.
W roku 1921 fort otrzymał obecną nazwę. Do 1939 mieściła się tu wytwórnia amunicji. Jak widać również i dziś, broń jest tu czasem wyjmowana :)
W czasie wojny teren przejęli Niemcy. Urządzili sobie tu skład broni i amunicji. Nic więc dziwnego, że wszystkie obiekty przetrwały bombardowania. Przecież nie mogli zniszczyć swojego podręcznego składziku na szaber.
Po wojnie przez pewien czas przetrzymywano tu jeńców niemieckich. Obiekt służył też jako zaplecze techniczno - magazynowe lotniska, które wybudowali Niemcy i które służyło jeszcze do roku 1977.
Fort Bema pozostawał w rękach wojska do lat 80-tych. Spełniał głównie funkcje magazynowe. W willach, które przed wojną należały do wytwórni amunicji zamieszkało kilku generałów. Wszystko to sprawiało, że do samego końca obiekt był zamknięty i tajny. 
Wojsko opuściło go dopiero po wybudowaniu Trasy Toruńskiej, przekazując znaczną część terenu Wojskowemu Klubowi Sportowemu Legia, który w niektórych próchniakach urządził hotele. 
Przez ostatnie lata teren bardzo się zmienił, jednak jeśli dobrze poszukać możemy jeszcze zobaczyć pozostałości po obiektach sportowych. 
Boiska zarosły trawą, wiele budynków zrównano z ziemią. 
Strzelnica też zarosła. Jeszcze niedawno było używana. 
Fort Bema stał się świetnym miejscem do spacerowania. 
Wiele budynków zostało wynajętych przez firmy na cele magazynowe lub inne podejrzane interesy :)
Tutaj trzyma się zapasy na zimę ;)
Odnajdujemy schowany w zaroślach miotacz zapiekanek z czasów carskich. Ciekawe czy da się go uruchomić. 
Chyba nie ma paliwa. Nasikanie do zbiornika też nic nie dało. 
Im dalej w głąb, tym bardziej przedziwne miejsca. 
Pokryte graffiti podłużne hale nieopodal kościoła wyglądają, jakby stały w urbexie od czasów powstania listopadowego. 
Spacerując po rampie hali, zostaliśmy zatrzymani przez straż miejską, która wzięła nas za graficiarzy. Wszystko można nam zarzucić ale nie to. Panowie zaczęli liczyć napisy na ścianach, sprawdzając czy jakiś nie przybyło. Na pytanie czy wiedzą ile jest dokładnie napisów, odpowiedzieli twierdząco. 
No cóż, nikomu w tym mieście nie przybędzie napisów na ścianach bez ich wiedzy :)
I tym akcentem kończymy nasz dzisiejszy spacer. Kto wie co zastaniemy na następnym. Dźwigi budowlane na dobre zagościły na terenie. Do zobaczenia. 

wtorek, 12 września 2017

SZEŚĆ NA DZIEWIĘĆ

Pozostajemy jeszcze na prawym brzegu Wisły. Tutaj burzy się wcale nie mniej, niż na lewym. Tym razem odwiedzamy stary przemysłowy Grochów, witający nas uroczymi świetlikami. Przypomniały nam się czasy, kiedy buszowaliśmy po Domu Słowa Polskiego.
Skojarzenia okazały się być trafne. Nasz dzisiejszy obiekt również był drukarnią. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności ze zwiedzenia.
Zieleń okalająca stare fabryczne budynki z jasnej cegły sprawiała, że chciało się tam spacerować.
Nie mogliśmy jednak cieszyć się spacerem zbyt długo, ponieważ cieć raczej nie podzielałby naszego entuzjazmu. Tutejszy cieć ma instynkt łowcy, robi polowania na zabłąkanych turystów. Dla bezpieczeństwa trzeba było jak najprędzej zniknąć w budynku.
Ta część Grochowa była zawsze fabryczna. Przed wojną działały tu Państwowe Zakłady Inżynierii, jednak zostały całkowicie zniszczone w roku 1944.
Kilka lat po wojnie wzniesiono w ich miejscu nowoczesne zakłady poligraficzne im. Rewolucji Październikowej.
Główne budynki drukarni w czasach obecnych zostały zaadaptowane na cele kulturalne i gastronomiczne. Nasz, jako że stoi trochę na uboczu, ostał się w urbexie.
Po przekształceniu drukarni, w naszym obiekcie działały rozmaite mniejsze lub większe firmy. Mieścił się tu m.in. zakład naprawczy obrabiarek, korporacja taksówkowa, a także drukarnia prywatna. 
Jednak chyba od dawna nie użytkował tego nikt.
Okrągłe świetliki są najciekawsze w całym zakładzie, chociaż mamy jeszcze nadzieję na znalezienie czegoś ciekawego pod ziemią.
Cieć na obiekcie to nie byle jaki wąsaty jegomość. Widać, że jest z technologią mocno do przodu. 
Kiedy wymienia telefon, poprzedni model znosi do piwnicy.
Pakamera zachowała się w doskonałym stanie. 
W kolejnym pomieszczeniu widzimy anteny do kontrolowania umysłów. Są niewielkie, miały zasięg dzielnicowy.
Niestety nie zachowało się wiele wyposażenia, świadczącego o pierwotnej funkcji budynku. To co jest to raczej pozostałości po firmach, które w późniejszym czasie wynajmowały tu powierzchnię.  
Obiekty powstałe niedługo po wojnie zazwyczaj wyposażone były w schrony, na wypadek wojny atomowej. Nie inaczej było i tu.
Wychodzimy na powierzchnię. 
Hale zakładu wyposażone były w duże świetliki w dachu. Zapewniały one dostęp światła, przy oszczędności energii elektrycznej.
Jesteśmy blisko ciecia, ale może uda się dostać do środka. 
Jak widać, rozwiązanie ze świetlikami jest bardzo skuteczne
Niestety jesteśmy zmuszeni pożegnać się z kolejnym przyjemnym zakładem. Wobec nieuchronnej łychy koparki każdy obiekt jest równy ...
I tak Grochów traci swój przemysłowy charakter. Powoli zmienia się on na biurowo - sypialny. Zresztą podobnie jak w innych dzielnicach. 
Taka jest kolej rzeczy. Nie ma co wzdychać. Za chwilę ta kupka gruzu przeistoczy się w pięknego motyla ;) Tylko nie każdy lubi motyle. Do zobaczenia.