piątek, 19 lipca 2019

PRASKA WIOSNA 6.0

Jak co roku tradycyjnie witamy wiosnę na Pradze. Tym razem pojawiła się nieco później, ale różne sprawy nas zatrzymały. Nie wszędzie jest dostęp do komputera. Nie będziemy wdawać się w szczegóły, na szczęście odsiadka okazała się niezbyt długa, dlatego ruszamy z kolejną relacją :). 
Praga kojarzy nam się z próchniakami, najczęściej wyjątkowo zamenelonymi i zagołębionymi (utworzyliśmy dla nich nawet specjalną systematykę : typ : próchniaki, podtyp : syfilisy). 
Jednak okazuje się, że Praga potrafi zaskakiwać. W dzisiejszym odcinku trafił się próchniak ani zaszczany, ani obsrany, a nawet można śmiało rzec, że jest to próchniak klasy premium. 
Nasz dzisiejszy obiekcik jest przedwojenny, jednak dokładnej daty jego powstania nie możemy podać, żeby nie zdradzać lokalizacji. 
Tak. Dobrze widzicie. W dzisiejszym odcinku wybierzemy się do szpitala. Szpital jest co prawda jeszcze czynny, ale jeden z pawilonów jest opuszczony, ponieważ jest nawiedzony :)
Nie ma co dłużej gadać, bo robota stygnie. 
A propos stygnięcia. To jest najważniejsze pomieszczenie w szpitalu i od niego zaczynamy naszą dzisiejszą przygodę. Medycyna lubi łacińskie terminy : pro morte, per rectum, można długo wymieniać. 
Szpitale lubią też ISO, akredytacje i misje. Pokażemy to później na zdjęciach. Misją naszego dzisiejszego szpitala może być zdanie : "Zajmiemy się Tobą od początku do końca. Od rejestracji do kremacji". Pomieszczenie które widzicie służy do złożenia ciała zaraz po zgonie, aby nastąpiło tu tzw. stężenie pośmiertne. Kto pracował w szpitalu ten wie, że na oddziałach leżących, szczególnie kiedy przyjdzie weekend albo jakieś święto, nadmiar delikwentów trzyma się w brudowniku. 
Jest i rejestracja. Dziś wyjątkowo panuje tu spokój. Normalnie jest tu gwarno, uśmiechnięci, rumiani pacjenci stoją grzecznie w kilometrowej kolejce. Każdy zadowolony z życia. Czasem odbywa się też tradycyjne opluwanie rejestratorek. Ja płacę na panią podatki, więc ruszaj się szybciej. Podobno najgorsi są kombatanci, którzy odmrozili nogi pod Stalingradem, albo spadli po pijaku z wieżyczki. Nie przyszliśmy tu jednak roztrząsać problemów służby zdrowia. 
Tablica ogłoszeń pokazuje wyciągi z regulaminów, ustaw i wewnętrznych zarządzeń szpitala. Jednak połowa pacjentów nie potrafi czytać ze zrozumieniem słowa pisanego, natomiast druga połowa zapomniała okularów. Według ISO, akredytacji i podwodnych cywilizacji, najważniejsze są cytaty z Karty Praw Pacjenta. Punkt pierwszy : pacjent ma prawo milczeć. 
Mamy misję szpitala. Pewnie niektórzy współpracujący z onetem i innymi czasopismami zarzucą nam podawanie lokalizacji. Ale szpital jest instytucją publiczną i każdy ma prawo do niego wejść i pozawracać dupę. 
Tak się doskonale składa, że w pawilonie panuje zaraza, więc podczas zwiedzania nie napotkamy tu tłumów. Jeśli nie piszą o co chodzi, to możemy się spodziewać Escherichia coli, Klebsielli Pneumoniae, CJD, gąbczastej encefalopatii, oraz Gardnerella vaginalis. 
Nie ma co wpadać w panikę. Te łacińskie nazwy tylko tak groźnie brzmią. W rzeczywistości może to być zwykły krztusiec. W kryzysowej sytuacji możesz liczyć na pomoc wykwalifikowanych ratowników medycznych, którzy w przerwie od strajkowania mogą wykorzystać cię seksualnie, lub podebrać ci buty, o ile ich rozmiar będzie pasował :). 
W szpitalu nie ma luksusów. Całość przypomina nieco japoński hotel kontenerowy. Jeśli nie jesteś zadowolony, a wygody nie spełniły twoich oczekiwań, możesz zawsze napisać skargę do papieża, albo do Centrum Dowodzenia Wszechświatem, lub przekazać ją w formie ustnej, tłukąc głową rejestratorki w blat rejestracji. Bo przecież to jej wina. Złośliwa menda. 
Niebieskawy kolor ścian ma na celu wprowadzenie pacjentów w błogostan i przywołanie ukrytych wspomnień z dzieciństwa. 
Pokoje są przytulne. Chyba każdy chciałby tu zamieszkać. O ład i porządek dbają miłe panie salonowe. Przedziały dzielą się na : dla grypsujących i dla frajerów. Nad wszystkim czuwa pani oddziałowa, która według słownika grypsery nazwana została pieszczotliwie gadem. 
Od razu widać, że panuje tu dyscyplina. Łóżka stoją równo, a pluskwy stają na baczność do apelu. 
Wysoki standard sprawia, że pacjenci walą tu drzwiami i oknami. Każdy chce tu umierać. 
Procedury ISO o których mówiliśmy, szczegółowo określają zasady mycia rąk. I nie chodzi tu tylko o higienę, ale o nie pozostawianie odcisków palców. 
W pokoju lekarskim słychać ożywione dyskusje na temat zbyt niskich zarobków.
- Czym jedziesz na jutrzejszy strajk głodowy medyków ?
- Wezmę chyba moje nowe białe Maserati ... biały jest symbolem ubóstwa. 
Na sprzęt za to nie można narzekać. Na najnowocześniejszych urządzeniach można zobaczyć dokładnie co w pacjencie piszczy. 
Niestety niektóre tasiemce nie wyrażają zgody na upublicznianie wizerunku. 
To natomiast służy chyba do tego, że w razie nagłego zawieszenia pacjenta, można mu wykonać tzw. hard reset. 
Tzn. o ile wie się jak to zrobić ...
no i o ile wcześniej jakiś kierowca nie pożyczył sobie tego do rozruchu karetki po mroźnej nocy i nie zapomniał przywrócić ustawień :) 
A my tymczasem zwiedzamy dalej. 
Kolejnym ważnym miejscu w szpitalu jest blok operacyjny. 
Wiadomo, że przed skomplikowaną wielogodzinną operacją należy umyć ręce, no i się wysikać ...
Ale labirynt. Najważniejsze to nie pomylić sal operacyjnych no i oczywiście zdrowej nogi z chorą :)
Na bloku również mamy do czynienia z wysokiej klasy sprzętem. 
Podczas nerwowej operacji trzeba niekiedy otwierać okna, bo w kłębach dymu ciężko coś zauważyć. 
Pacjent na specjalnym monitorze ma możliwość śledzenia operacji, lub wybrania jednego z kodowanych programów dostępnych w telewizji szpitalnej (oczywiście za specjalną opłatą).
W razie potrzeby dostępny jest tlen. Za dodatkową opłatą, kiedy pacjent przekręci te kurki, będzie z nich leciał Johny Walker. 
Ten znakomity obiekcik również zwiedzaliśmy. Nie pamiętam, czy była zeń relacja. Jeśli nie, to pewnie kiedyś się pojawi :) 
Z uwagi na głodówkę lekarzy, w dobrym tonie jest przyniesienie ze sobą paru groszy dla operatora. Operacja operacją ale kasa musi się zgadzać. 
Jeśli udało ci się przeżyć operację, zakład fizykoterapii pomoże ci stanąć na nogi. 
Tzn. chyba, bo głodny rehabilitant może nie mieć siły, aby dobrze cię naprostować. 
Te klatki wyglądają złowrogo. Jak krajalnice do jajek. Brakuje tylko, żeby w następnym pomieszczeniu pojawił się rowerek z siedzącą na nim laleczką ...
hm ...
Na oddziale reumatologicznym rehabilitanci masują dwóch pacjentów. Jeden w czasie zabiegu wije się z bólu, krzyczy, drugi natomiast bez najmniejszych oznak zniecierpliwienia poddaje się kuracji.
- Jak to możliwe, że zachowuje się pan tak podczas masażu, jak gdyby to wcale nie bolało - dziwi się pierwszy pacjent.
- Nie jestem taki głupi, żeby nadstawiać chorą nogę.


https://potworek.com/dowcipy/pokaz/na-oddziale-reumatologicznym
Odwiedzimy teraz oddział wewnętrzny, czyli tak zwany warzywniak :) 
Oddział zachowany jest w niemal idealnym stanie. Jeszcze widoczne są ślady moczu na podłodze. Można powiedzieć, że wygląda tak, jakby pacjenci właśnie wyszli na patomorfologię. 
Komputery adekwatne do pacjentów. Pamiętają gry w których strzelało się do Niemców :)
Tutaj nie wchodzimy, bo człowiek może choćby samą myślą zgrzeszyć ...
Wkraczamy powoli na śliski grunt. 
Na niektórych oddziałach stosuje się specjalne opaski na pacjentów. 
Wychodzenie z nałogu nie jest łatwe, na szczęście sanitariusze mogą udostępnić co nieco spod lady, oczywiście w celach terapeutycznych i za dodatkową opłatą. 
Formy pomocy mogą być różne. Przyda się też pokrzepienie duchowe. 
"Piję, bo piję. Piję, bo lubię. Piję, bo się boję. Piję, bo jestem obciążony genetycznie. Wszyscy moi przodkowie pili. Pili moi pradziadowie i dziadowie, pił mój ojciec i piła moja matka. Nie mam ani sióstr, ani braci, ale jestem pewien: gdyby byli na świecie, wszystkie moje siostry by piły i wszyscy moi bracia również by pili. Piję, bo mam słaby charakter. Piję, bo coś mi się przestawiło w głowie. Piję, bo jestem zbyt spokojny i chcę się ożywić. Piję, bo jestem nerwowy i chcę ukoić nerwy. Piję, bo jestem smutny i chcę rozweselić duszę. Piję, kiedy jestem szczęśliwie zakochany. Piję, bo daremnie szukam miłości. Piję, bo jestem zbyt normalny i potrzebuję odrobiny szaleństwa. Piję, gdy coś mnie boli i chcę ukoić ból. Piję z tęsknoty za kimś. I piję z nadmiaru spełnienia, kiedy ktoś przy mnie jest. Piję, kiedy słucham Mozarta i kiedy czytam Leibniza. Piję z powodu cielesnego uniesienia i piję z powodu seksualnego głodu. Piję, kiedy wypijam pierwszy kieliszek, i piję, kiedy wypijam ostatni kieliszek, wtedy piję tym bardziej, ponieważ ostatniego kieliszka nie wypiłem nigdy."
"-Jesteś pijany
- No i chuj. Jakie są teraz procedury?:)- Wyjebujesz!!!"
Te klucze mają zawieszki o bardzo ciekawych nazwach ... szczególnie to na dole jest intrygujące. 
A to chyba plakat symbolizujący mafię farmaceutyczną. 
Po wyjściu z oddziału, pacjent postawiony na nogi, nawodniony elektrolitami, czuje się jakby narodził się na nowo. 
A jeśli chodzi o narodziny to nasz następny oddział służy właśnie do tego celu. 
Na oddziale położniczym panuje ścisły harmonogram dnia. 
Jest to najnowocześniejszy i najlepiej wyposażony oddział tego typu w tym mieście (nie możemy powiedzieć w jakim, żeby nie zdradzać lokalizacji). 
Opieka okołoporodowa jest na najwyższym poziomie. Porody przyjmowane są szybko i bezboleśnie, w zależności od potrzeb : metodą kleszczową, wakuumową, na wnuczka oraz metodą na głoda. 
Pojedyncze sale sprzyjają zachowaniu intymności i spokoju pacjentki. Co wtorek, pod oknami porodówki organizowane są też wesołe pikniki aborcyjne. 
I to by było na tyle. Przejdźmy się jeszcze chwilę w milczeniu :)
I na tym kończymy naszą dzisiejszą wyprawę. Nie jest tak do końca jak pisaliśmy, jak zwykle wkradło się nieco fikcji literackiej. Kiedyś po pewnym upadku z wysokości zdarzyło mi się być pacjentem SORu w tym właśnie szpitalu. Nie dość, że żyję, to jeszcze zostałem pozszywany w niecałe pół godziny, tak że polecam. Ale lokalizacji zdradzić nie mogę :):)
Do zobaczenia !

2 komentarze:

  1. Byliście może w północnej części tego budynku, w piwnicy? Tam miliony lat świetlnych moja babcia przyjmowała pacjentki jako ginekolog ;). Ciekawam, co z tego zostało... Stojąc przodem do wejścia - całkiem z lewej strony tego budynku? Robicie fajną robotę, uwielbiam opisy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam gdzie mówisz była rampa i winda. Do piwnic wchodziliśmy z innej strony, ale są dosyć rozległe i ciężko powiedzieć czy byliśmy czy nie :) Dziękujemy bardzo za miłe słowa i pozdrawiamy ! :)

      Usuń