środa, 20 listopada 2013

PERŁY NA CMENTARZYSKU

O dawnej kolekcji starych samochodów Tadeusza Tabenckiego krążą legendy. Podobno był to w czasach poprzedniej epoki największy i najbogatszy zbiór w Polsce, o ile nie w Europie. A mało kto o nim wiedział. Sposób pozyskiwania aut, życie a także śmierć właściciela pozostały na zawsze okryte mgłą tajemnicy. 
Do tej pory jakoś nie było nam po drodze aby zwiedzić to, co pozostało. Może to dlatego, że nie bardzo interesujemy się motoryzacją. Jednak po przypadkowym obejrzeniu w jednej z telewizji reportażu o tym miejscu, w którym oprócz zdjęć pojawił się m.in. adres posesji, uznaliśmy, że warto się spieszyć, gdyż za chwilę nie będzie czego zwiedzać.
Nikt się nie przedrze. Jednak czujny sąsiad pilnuje tylko swojego nosa. Jak już pisaliśmy, kolekcja była tajemnicą poliszynela, a raczej poliszabrownika. 
Pierwsza rzecz po wejściu na teren to żal. Nie interesujemy się motoryzacją, ale na pierwszy rzut oka widać, że niektóre spośród tych aut to prawdziwe perełki. A to co widzimy to zaledwie marne resztki po tym, co było tu kiedyś.
Nie będziemy się także za bardzo starać wymyślać nazw marek, ponieważ w większości przypadków pewnie byśmy nie trafili.
Największe wrażenie wraki robią wiosną, kiedy to doskonale widać jak przejmuje je natura.
O Tadeuszu Tabenckim dowiedzieć się można bardzo niewiele. Informacje są szczątkowe i niekiedy wzajemnie się wykluczają, co sprawia, że wokół tej sprawy rosną legendy.
Według tego co znaleźliśmy był on urzędnikiem w powojennym komunistycznym Ministerstwie Transportu oraz tajnym funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. Od 1946 roku posiadał plenipotencje w zakresie reparacji wojennych. Jeździł po Europie szukając luksusowych aut zagrabionych i wywiezionych z Polski w czasie II Wojny.
Po powrocie do Polski w latach 50tych zaczęła się procedura wymuszania wartościowych aut szantażem, a jako funkcjonariusz UB miał spore możliwości w tym zakresie. Znaczną część odzyskanych aut przywłaszczał sobie.
W latach 70tych właściciele aut przedwojennych, niesprawnych i zalegających na podwórkach byli karani mandatami. Złomowanie takich samochodów wiązało się z komplikacjami. Tabencki mając dostęp do rejestru takich pojazdów, zgłaszał się do właścicieli z propozycją odkupienia tych aut za symboliczną złotówkę, czym wybawiał ich od problemu.
Tabencki najpierw auta tylko gromadził, następnie zaczął nimi handlować. Jako funkcjonariusz państwowy miał możliwość półlegalnego wywożenia ich za granicę.
Podobno pan Tabencki był też szefem kwatermistrzostwa LWP, stąd miał wolną rękę w poszukiwaniu różnych wynalazków, które w czasie wojny zawieruszyły się w Polsce. Musiał być też powiązany z postacią Piotra Jaroszewicza, który był po Wojnie głównym kwatermistrzem.
W PRLu było prosto, nikt niczego stąd nie ukradł, ponieważ nikt nie byłby w stanie niczego sprzedać na zachód. W nowej rzeczywistości taką możliwość zyskała nagle spora grupa ludzi i zabezpieczenia stały się niewystarczające.
Tabencki zmarł w roku 1992 (inne źródła mówią o 1989). Wokół jego śmierci również urosły legendy. Mówi się, że mógł zostać zamordowany z powodu swojej kolekcji wartej niewyobrażalne pieniądze.
Jego testament zakazywał sprzedaży aut, a jego syn nie miał możliwości stałego monitorowania terenu. Nic więc dziwnego, że samochody szybko zaczęły padać łupem złodziei. Klika z nich skradziono już w czasie pogrzebu, kiedy w domu jak i w pobliskich posesjach nikogo nie było.
Auta stojące na zewnątrz pierwotnie ustawione były w szachownicę, aby utrudnić złodziejom ich kradzież. To jednak wcale ich nie zniechęciło. Samochodów ubywało w zastraszającym tempie, a te które pozostały, ulegały postępującej degradacji.
Do pewnego czasu lepiej wyglądała sytuacja w garażu. Tu przechowywano auta cenniejsze. Garaż był dobrze zabezpieczony. Stało tu m.in. kilka sztuk Porsche 911, którymi jeździli Bogumił Kobiela, czy Maryla Rodowicz. Według nas to zdjęcie przedstawia jedno z nich, natomiast w kilku miejscach spotykaliśmy zdjęcie tej karoserii opisane jako Opel GT. Nie znamy się i nie będziemy się spierać. 
Przyszła pora na garaż. Na początku złodzieje weszli przez dach. Syn właściciela zastał auta z pootwieranymi maskami - złodzieje fotografowali silniki tworząc złodziejską ofertę.
Złodzieje czuli się bezkarni. Na terenie pozostawiali łomy a nawet taran do wyburzania ścian. Nocami wchodzili przez dach i rozkręcali kolejne samochody.
MG Roadster.
Po lewej stronie widzimy Lancię 2000 ambasadora włoskiego, złodzieje wyrwali jej drewnianą kierownicę. Na fotkach sprzed paru miesięcy znalezionych w necie ma jeszcze maskę. Obok biały Plymouth Polańskiego. Wandale skakali po jego dachu.
Porsche ? Kto wie co to za auto, prosimy pisać w komentarzach.
Szacuje się, że kolekcja Tabenckiego mogła być najlepsza i najbardziej unikatowa w Europie. Prawdopodobnie chciał stworzyć muzeum.
Podobno muzeum w Otrębusach w porównaniu do tego co tu było jest prowizoryczne, a poziom odrestaurowania większości aut bardzo niski. Wiele aut pana Tabenckiego było więcej wartych za sztukę, niż całe muzeum w Otrębusach (wystarczy wpisać w google Bugatti Type 57 - wyskakuje nam cena 40 mln $ ! ).
To chyba Renault Fregata - jeździł nią premier Cyrankiewicz.
Zajrzyjmy do środka.
O, przebieg niski, Niemiec wsiadał tylko, żeby radia posłuchać :)
Wracamy na plac. Oprócz rzadkich luksusowych aut, które tu raczej były niż są, znaleźć można wiele samochodów z epoki PRL, przeznaczonych dla powiedzmy bardziej przeciętnego obywatela. Są Syreny, Warszawy, Wartburgi, Skody, czy Duże Fiaty.
Z najbardziej niezwykłych i wartościowych aut w rękach Tabenckiego były podobno : wyścigowy Mercedes 770, Mercedes 540K należący do Goeringa, kilka Bugatti, czy Maybach Zeppelin z silnikiem od sterowca.
Według niektórych opowieści w kolekcji był również Mercedes Silver Arrow, czyli słynna Srebrna Strzała.
Różne źródła mówią, że w kolekcji znajdowało się około 300 samochodów i 200 motocykli. Do dnia dzisiejszego zostały resztki, z których niewiele da się uratować.
Złodzieje byli bezwzględni. Wyburzali ściany, wjeżdżali lawetami, zrywali kłódki zabezpieczające teren a na ich miejsce wieszali własne. Syn właściciela był wielokrotnie zastraszany a kiedy raz złapał złodziei na gorącym uczynku został pobity.
Nic dziwnego, chodziło o wielkie pieniądze. Podejrzewa się, że większość ze skradzionych stąd aut było kradziona na zamówienie. Trafiły one w ręce prywatnych kolekcji na całym świecie. Reszta została rozmontowana na części. To co zostało zniszczyli wandale.
Rzut oka na kilka detali silnikowych. Czegoś takiego dzisiaj już nie uświadczymy.
Traktorek, którego Tabencki używał do przeciągania aut po placu.
Podczas naszej wizyty zastajemy na placu spory ruch, oprócz nas jest kilka innych "wycieczek". Słyszymy takie rozmowy : "Mieszkam tu od urodzenia a dopiero z TVNu dowiaduję się o istnieniu tego miejsca (...) młody, zerknij tam w domu, może coś ciekawego jeszcze zostało".
Tak, ruch był spory, można by stanąć przy siatce i sprzedawać pańską skórkę.
Jednakże nie ma co winić TV za pokazanie namiarów na to miejsce. Ci którzy o nim wiedzieli już dawno tu byli, ci co mieli szabrować to już wyszabrowali, szabrują nadali i szabrować będą.
Opuszczamy zatem plac, bo robi się tu tłoczno. Co chwila podjeżdżają kolejne samochody, wchodzą kolejni ludzie.
Udajemy się zatem na drugi plac, o istnieniu którego wie o kilka osób mniej. W TVNie nie pokazali. Na placu nie ma nikogo, możemy spokojnie pozwiedzać.
Citroen DS.
Na drugiej posesji stał dom, w którym Tabencki mieszkał z żoną.
Na szczęście my zabieramy tylko zdjęcia :)
Wiele tu nie zostało. Podobno Tabencki zbierał również kolejki elektryczne. Na strychu była kiedyś jedna z najdroższych na świecie. Oczywiście została ukradziona.
Na placu wokół domu znajduje się kilka garaży, w których auta były przechowywane i naprawiane.
Na tej działce znaleźć możemy raczej egzemplarze powojenne. Pewnie te starsze zostały dawno wyszabrowane.
BMW :(
Wiele interesujących faktów z życia pana Tabenckiego a także jego syna znaleźć możecie tu.
Opuszczamy opuszczoną kolekcję przepełnieni uczuciem żalu. Niezrealizowane marzenia Tabenckiego o stworzeniu muzeum a potem beznadziejna walka jego syna ze złodziejami to bardzo smutna historia. Z drugiej strony mamy bardzo wątpliwy moralnie sposób pozyskiwania tych aut. 
Tak czy inaczej mogliśmy mieć najciekawsze muzeum starych samochodów w kraju, a mamy to co mamy. Też jest co pozwiedzać, a przy okazji można być spisanym przez policję, którą zmęczeni ciągłymi wycieczkami sąsiedzi chętnie wzywają. Na naszym blogu pokazywaliśmy już wielokrotnie przykłady marnotrawienia zabytków, które umierają i są rozkradane, ponieważ liczą się tylko pieniądze i zysk. No cóż, żyjemy w Polsce. Do zobaczenia.
Poniżej jeszcze krótki film znaleziony w sieci, na którym zobaczyć jak wyglądały auta kilka lat temu. Młodzieżowy język narracji nie każdemu może się jednak spodobać :)

19 komentarzy:

  1. Byłam tam późną wiosną, wrażenia niezapomniane, chociaż był tłok, bo jakaś grupa robiła sesję zdjęciową ;) Ponoć jest jeszcze parę dziupli, ale sa lepiej pilnowane i można mieć nieprzyjemności. Tutaj nawet jedliśmy drugie śniadanie i nikt nas nie niepokoił. Ale ma to też gorszą stronę, z roku na rok jest coraz mniej do oglądania.

    OdpowiedzUsuń
  2. niesamowite. przecież to skarby. nie dało się w odpowiedniej chwili dać tego w depozyt choćby do Muzeum Techniki? zorganizować coś? taka kolekcja była super, a został cmentarz. niepojęte. ale i pouczające: może sprawa zbyt śmierdziała...

    OdpowiedzUsuń
  3. Muzeum Techniki chciało to wydzierżawić,bo na zakup nie było ich stać, jednak nie mogli dogadać się chyba z synem zmarłego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czołem! Piękne miejsce. Choć bardzo smutne. Auto z napisem "PORSCHE", o które pytacie, to DKW F89 albo bliźniacza, dedeerowska IFA F9. Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo przykry widok. Jeśli są jeszcze "dziuple" lepiej pilnowane, to może coś z tych perełek uda się jeszcze uratować? Powinny być przekazane jakiemuś muzeum, ale nie (lepiej niech stoją i gniją, albo niech rozkradną szabrownicy!)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka innych rozpoznałem:

    12 - Ford P7 17M (1967-71)
    17 - PORSCHE 911 pierwszej serii (1964-74)
    18-19 - Warszawa 223/224 (1964-73)
    25 - na pewno nie Renault Frégate ;)
    30,37,45 - Syrena 103 (1964-66)
    33,47,68 - przypomnę sobie i znajdę ;)
    58 - Pontiac Fiero (1984-88) w tle Wartburg 311/312 (1956-66)
    62 - Mercedes-Benz W114 Coupé (C114) (1967-76)
    63 - Renault 10 (1967-71)
    64-66 - VOLVO 144 (1966-74)
    71 - FIAT 126 Bis (1987-91)
    73 - BMW 02 Serie (1966-77)
    77 - Skoda 440 Spartak (1955-59) albo Octavia (1959-71)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, nie dość, że znawca kanalizacji, to jeszcze motoryzacji :) Dzięki bardzo za identyfikację, pozdrawiamy !

      Usuń
    2. 31,46,61 - EMW 340 (1949-55)

      Muszę przyznać, że to ciekawa zabawa :D Ale żal dupę ściska niemiłosiernie...

      Usuń
    3. niemiłosiernie. stracona szansa na superatrakcję turystyczną w skali międzynarodowej.

      Usuń
    4. 4 zdjęcie od góry to chyba Opel Kadett(niebieski) z lat 1936-1940.

      Usuń
    5. tutaj: http://2.bp.blogspot.com/-Jr1cRc3MuHI/Uou5KL1Q2QI/AAAAAAAAT_8/bw-xNHfQ7bs/s1600/DSC_2360.jpg
      to jest Steyr 50 Baby

      Usuń
  7. Pasjonujące. Coś jak powieść Garcii Marqueza o jakimś latynoskim kraju, w której realizm miesza się ze zmyśleniem.

    OdpowiedzUsuń
  8. http://www.czystemiasto.uml.lodz.pl/aktualnosci.php?article_id=1435 mam coś dla was chłopaki w łodzi jest konkurs na nowy właz może weźmiecie udział :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My to tylko otwierać umiemy :) Ale BTW w Łodzi to widać, że dbają o ważne rzeczy, pozazdrościć. Warszawa nie umie się promować, bo od dawna wiadomo, że herby na klapach to promocja dla miasta.

      Usuń
  9. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że złomowanie samochodu może być zarówno ekologiczne, jak i korzystne dla portfela.
    https://kasacjapojazdow24h.pl/

    OdpowiedzUsuń