piątek, 2 października 2015

URSUS PO RAZ OSTATNI - MIEJSCE KAŹNI

Są miejsca do których wracamy często i które za każdym razem odkrywają przed nami coś nowego. Być może z sentymentu, albo z rutyny. Tym razem jednak sprawy miały potoczyć się inaczej. Ale nie uprzedzajmy faktów. Tak na marginesie : mamy dobre miejsce na pozbycie się zwłok, gdyby ktoś szukał :) 
Wydawało się nam, że w Ursusie zwiedziliśmy już wszystko co się dało. A to, czego się nie dało i tak jest już wyburzone. Czasem można pojechać i sprawdzić, czy coś jeszcze stoi. Przespacerować się ostatni raz. Ale ostatni raz niejedno ma imię. 
Spośród wielu wielu ciekawych miejsc na ogromnym terenie po ZPC Ursus, działające pozostały tylko trzy : hala części zamiennych wraz z muzeum, elektrociepłownia oraz oczyszczalnia ścieków. 
W tym ostatnim zawsze był pan cieć, który łypał na nas łakomym okiem, ilekroć robiliśmy przymiarki do sąsiadującego z oczyszczalnią biurowca Kuźni. Tym razem go nie było. I to dało nam do myślenia.  
Obejście terenu i wejście na sportowo. Obadywanie obiektu, co do którego nie mamy pewności, że jest już opuszczony jest bardzo ekscytujące. 
Okolica jest bardzo szemrana. W zaroślach nieużywanych od lat wewnętrznych uliczek odbywają się podejrzane transakcje, schadzki na seks a także dzieją się różne inne rzeczy, o których nie śniło się najstarszym filozofom. 
W związku z powyższym okolica jest często przeczesywana przez nieoznakowane patrole policji, o czym tak prawi i uczciwi obywatele jak my mieliśmy również okazję już się przekonać. Wybraliśmy zwiedzanie nocne. Plusy są takie, że nas nie widać. Minusy, że my niczego nie widzimy :)
Chodzi właśnie o to, żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów ;)
Pięćdziesięciotysięczny Ursus to najbardziej wysunięta na zachód dzielnica Warszawy. Niemal połowę mieszkańców w ciepło zaopatruje tu Energetyka Ursus – właściciel elektrociepłowni i oczyszczalni ścieków mieszczących się na terenie starych Zakładów Przemysłu Ciągnikowego. 
Zakład ma pecha. Należące do niego budynki i urządzenia znajdują się na gruntach, które przejął deweloper (firma Celtic) chcący wybudować w tym miejscu osiedle. Status budynków nie był prawnie uregulowany, a deweloper nie był zainteresowany dogadaniem się z elektrociepłownią, tylko jej usunięciem. (źródło : link)
Począwszy od roku 2003 firma Celtic zaczęła wykupować grunty po upadłych Zakładach Przemysłu Ciągnikowego. Na terenie byłej fabryki traktorów planowała zbudować tzw. Miasteczko Ursus – projekt bliźniaczy do Miasteczka Wilanów
Jakiś czas temu została ogłoszona upadłość Energetyki Ursus, jednak sąd nakazał elektrociepłowni, aby działała nadal nawet w stanie upadłości, gdyż dostarcza ciepło do 25 tyś ludzi. 
Wtedy developper z pomocą firmy ochroniarskiej zablokował pracownikom dojście do oczyszczalni, tłumacząc się nie spełnianiem przez nią norm ochrony środowiska. A elektrociepłownia bez oczyszczalni działać nie może. 
Cegła kanalizacyjna powoduje u nas szybsze bicie serca. 
Zaglądamy do środka. Chyba jednak oczyszczalnia nie działa. Wygląda na to, że nie działa już od dawna. 
Pracujące tu kobiety musiałby być pokaźnych rozmiarów. Nic dziwnego, inaczej pospadałyby z traktorów.  
Fajnie jeśli trafi się laboratorium ...
obecnie jest to tylko skład szabru. 
W laboratoriach trafiają się często przedziwne rzeczy, których przeznaczenie nie jest znane najstarszym filozofom ;)
Maski mogą świadczyć o tym, że w tym miejscu wykonywano niebezpieczne eksperymenty.
Droga prowadząca do podziemi oczyszczalni. 
Chyba zostało tu już oczyszczone ze wszystkiego. 
Są obiekty, do których często wracamy i za każdym razem odkrywamy coś nowego. Niestety czasem przychodzi też rutyna. Pamiętajcie, by zawsze patrzeć pod nogi. 
W przeciwnym razie możecie skończyć w dole z wapnem. 
Może nie uwierzycie, ale aparat przeżył. Przeżył już niejedno, niejeden upadek i całkowitą kąpiel na dachu Prudentiala. Ja też przeżyłem ... kolejne zdjęcia będą drastyczne. 
Taki widok zastali z rana mieszkańcy Ursusa. Wapno, krew i inne wydzieliny. Mogło to kogoś wprawić w osłupienie. 
Podziękowanie dla personelu Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Praskim za szybką i fachową pomoc, oraz Pinkowi za dokumentację foto :)
Dwa dni później musiałem powrócić na miejsce kaźni, gdyż silosy pozostały nierozliczone. 
Szwy trochę bolały ale przecież wysokość to żadna :) 
Zresztą lekarz nic nie wspominał, że nie wolno chodzić po silosach. 
A tak poważnie, to należy zawsze patrzeć pod nogi, nawet kiedy jest się na obiekcie po raz dziesiąty. W sąsiedniej dziurze nie było wapna ... Featuring Duchy Warszawy :) 

5 komentarzy:

  1. Te "kobiece" butki to przebranie transwestyty -.-

    OdpowiedzUsuń
  2. O matulu, faktycznie z tymi plusami i minusami poszaleliście. Kiedyś Meteor sobie rozciął paskudnie nogę na 4cm, ale było za daleko do szpitala, więc obwiązał szmatą... na szczęście rana była daleko od tętnic czy innych żył. Szramę ma do dziś, ale na szycie nie poszedł, bo "po co". Ale z tym aparatem i wapnem... on naprawdę przeżył? Poproszę o model! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że tylko na szwach się skończyło.
    Pozdrawiam =]

    OdpowiedzUsuń