piątek, 9 października 2020

BYŁ SOBIE MASZT

Chociaż przez chwilę Polska była w czymś najlepsza. Przez 17 lat mieliśmy coś najwyższego na świecie. Mogliśmy powiedzieć : patrzcie, to jest nasze, przez nas wybudowane i to nie jest nasze ostatnie słowo. Liczący 646 metrów maszt w Konstantynowie runął 8 sierpnia 1991 roku. 
Niestety w czasach masztu byliśmy zbyt młodzi, żeby na niego wchodzić. Gdyby istniał dzisiaj, z pewnością spędzał by nam sen z powiek. Nie wejdziemy już na niego, ale możemy pojechać w miejsce gdzie stał i zobaczyć go oczami wyobraźni. 
A stał właśnie tu. Wielki maszt nie był przymocowany do podłoża. Trzymał się na odciągach, jak większość takich konstrukcji. 
Stoimy na fundamencie masztu, spoglądając w górę. Konstrukcja jest tak wysoka, że nie widać szczytu. Wejście na górę zajęłoby pewnie ze 3 czy 4 godziny.  
Po maszcie nie pozostało wiele. Kilka fundamentów, mocowań, popękanych porcelanek wystających gdzieniegdzie z gęstych zarośli. Większość już dawno została wywieziona, niektóre elementy trafiły do muzeum, zorganizowanych przez miłośników obiektu. 
W przedwojennej Polsce, najwyższym masztem był maszt w wybudowanej w 1931 roku radiostacji w Raszynie. A właściwie były to dwa maszty o wysokości 280 metrów każdy, pomiędzy którymi rozciągnięta była antena. Wystarczało to, aby pokryć zasięgiem cały obszar kraju. W 1939 obiekt został wysadzony, aby uniemożliwić Niemcom jego przejęcie. 
Odbudowana radiostacja z nadajnikiem o mocy 200 kW została uroczyście otwarta 24 lipca 1949 jako Centralna Radiostacja Polskiego Radia w Raszynie. 335 metrowy maszt był do roku 1962 najwyższą budowlą w Europie. 
Wkrótce moc nadajnika w Raszynie okazała się niewystarczająca, aby pokryć zasięgiem całą Polskę. Dlatego zapadła decyzja o budowie nowego nadajnika, zlokalizowanego bliżej geometrycznego środka kraju (maszt w Raszynie lokalizowany był w 1931 roku, gdy Polska miała inny przebieg granic), w miejscu pozbawionym przemysłu i większych siedzib ludzkich. 
Do budowy przystąpiono w 1969, a uroczyste wmurowanie stopki miało miejsce w październiku 1972. Prace montażowe przy maszcie trwały od 1972 do 1974. Podczas wznoszenia tak ogromnej konstrukcji nie obyło się bez problemów. Jednym z nich była słaba jakość śrub, które trzeba było wymieniać, kiedy maszt osiągnął wysokość 300 metrów - czytamy we wspomnieniach inż. Andrzeja Szepczyńskiego - kierownika montażu.
Na zdjęciu widzimy domek antenowy, do którego dochodziła linia fiderowa - czyli okablowanie, przenoszące sygnał radiowy z nadajnika do anteny. 
Budowa masztu została zakończona 18 maja 1974, a oficjalne uruchomienie miało miejsce 30 lipca 1974 roku. Wzniesiono maszt o masie 420 t i wysokości 646,38 metrów o mocy nadajników 2×1000 kW, co wraz z zyskiem masztu dawało efektywną izotropową moc wypromieniowaną rzędu 3000 kW. Od 22 lipca 1974 radiostacja przejęła nadawanie od Raszyna. Radiostacja pracowała na falach długich o częstotliwości 227 kHz do 1 lutego 1988 roku i później na częstotliwości 225 kHz. Zaletą radiostacji była możliwość bezpośredniego odbioru z klasycznego radioodbiornika (AM) programu pierwszego Polskiego Radia przez rodaków w Kazachstanie, pracowników polskich firm pracujących w Iraku, Iranie, prawie całej Europie i nawet Ameryce Północnej. 
Niestety nie wszyscy zachwycali się masztem. Wśród okolicznych mieszkańców wzbudzał paniczny lęk. Obwiniano go o wszystkie choroby w regionie - nowotwory, odwapnienia kości, zaburzenia psychiczne czy bezpłodność. "Panie, odkąd maszt stoi, to kury w wiosce przestały się nieść, a krowy nie chcą mleka dawać".
Ludzie plotkowali i przekazywali niesprawdzone informacje, a psychoza nasiliła się po awarii reaktora w Czarnobylu w 1986 roku. Tematami rozmów w okolicy masztu były wyłącznie wolty, herce i megawaty. Promieniowanie niejonizujące występujące wokół masztu w Konstantynowie mylono z jonizujacym, charakterystycznym dla wybuchu atomowego. Powstało nawet Stowarzyszenia Ochrony Życia Ludzi przy Najwyższym Maszcie Europy. Gigantyczna antena urosła do rangi miejsca przeklętego.
Przez 17 lat użytkowania maszt nie był należycie konserwowany. Wynikało to z braku odpowiednich materiałów, braku norm dla tak wysokiej konstrukcji, która starzeje się szybciej od innych, a także z zaniedbań. 
8 sierpnia 1991, o godzinie 19:10, podczas prac konserwatorskich doszło do katastrofy. Na skutek odpięcia jednego z odciągów piątego - najwyższego poziomu, maszt runął. Założone na ten czas dwie liny zastępcze nie wytrzymały obciążenia. 
W trakcie śledztwa ujawniono szereg nieprawidłowości i uchybień, zarówno we wcześniejszych konserwacjach jak i przy tej ostatniej. Ponadto, maszt był już w tak złym stanie technicznym, że katastrofa była nieunikniona. W wyniku katastrofy nikt nie ucierpiał. 
Oprócz wielkiego masztu, na terenie Centrum Nadawczego w Konstantynowie stał mniejszy maszcik - maszt radiolinii. W odróżnieniu od tamtego stoi do dziś. 
Już w fazie projektu bardzo poważnie analizowano system przesyłu sygnału, który musiał być przesłany ze studia Polskiego Radia do odległego ponad 80 km ośrodka nadawczego. Analizowano klasyczny system poprzez przeprowadzenie linii kablowej, jednakże biorąc pod uwagę niedoskonałość tego typu rozwiązania zapadła decyzja o zastosowaniu najnowszej technologii, przy użyciu najnowocześniejszych rozwiązań. I tak postawiono na system radiolinii opracowany przez japońską firmę NEC.
Sygnał radiowy ze studia doprowadzony był linią kablową do stacji linii radiowych umieszczonej na tarasie Pałacu Kultury i Nauki, skąd za pomocą parabolicznej anteny o średnicy 400cm przesyłany był do stacji przekaźnikowej w miejscowości Wiejce w pobliżu Kampinosu, i następnie docelowo przesyłany był do systemu radiolinii w Konstantynowie.
A skoro ten maszcik jeszcze się nie zawalił, nie mogliśmy odpuścić sobie okazji wejścia na górę. 
Ten także nie wygląda na specjalnie konserwowany...
Widok nie jest co prawda taki, jak z 646 metrów, ale nie mamy nic ciekawszego pod ręką. 
Radiolinia na obiekt trafiła tuż po pierwszej pielgrzymce Papieża Jana Pawła II, podczas której wykorzystywana była przez służby Watykanu do obsługi wizyty dlatego też pracownicy linii radiowych określali go "Darem Papieskim".
Fala lini radiowej odbierana z przestrzeni była skupiana przez czaszę paraboliczną z zyskiem około 30dB i kierowana na wlot anteny rożkowej umocowanej na fajce w ognisku czaszy. Dalej kierowana była do fidera. Fiderem był lekko eliptyczny falowód (rurka) o małej stratności biegnący po drabinkach montażowych masztu radiolinii do pomieszczenia radiostacji. Jego koniec wchodził do wstępnych wyprowadzeń diplexera w stojaku NECa i dalej do odbiornika urządzenia. Na końcu falowodu znajdował sie dehydrator, zapewniał nieustannie w jego wnętrzu niewielkie podciśnienie z użyciem wysuszonego powietrza co dawało brak skroplin i zacieków.
Takie i inne, bardzo ciekawe i szczegółowe informacje, znaleźć możecie na stronie miłośników stacji w Konstantynowie - http://www.rcnkonstantynow.pl/.
Trzeba jeszcze bliżej pomacać papieską antenę, by mogła zeń spłynąć na nas łaska Pana. 
Jak widać, czasza to stara, japońska robota, chociaż patrząc na datę produkcji, to trafiła tu chyba z drugiej ręki. 
Tak czy inaczej, pięknie prezentowałaby się na ścianie. 
Oprócz masztu, na terenie RCN istniały jeszcze budynki stacyjne. Większość stoi do dziś, w różnym stanie zachowania. 
Urządzenia zostały co prawda już wymontowane ...
jednak zapomniano zdemontować alarmu. 
Opuszczamy zatem nasz dzisiejszy obiekcik. Teren obecnie został sprzedany i nie wiadomo, czy będzie jeszcze kiedykolwiek okazja obejrzeć wspomnienie po najwyższym maszcie świata. Chociaż i tak, coraz mniej osób wie, że w ogóle istniał. 

 Do zobaczenia !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz