piątek, 21 maja 2021

KOT KAROLA WÓJCIKA

" Powietrze nad Warszawą drgało w upale, lecz w starych fabrycznych halach panował miły chłód. Grube, zawilgłe ceglane ściany nie nagrzewały się tak łatwo. Poza tym wampiry słabiej niż ludzie odczuwają wahania temperatury. Ślusarz Marek zostawił kurtkę w szatni, pobrał skrzynkę z narzędziami, przerzucił skórzany pas przez ramię i pomaszerował na swój wydział. Brygadzista, stary majster Piotr, już na niego czekał. Wymienili uścisk dłoni. Wampir podszedł do pierwszej obrabiarki. Na stole leżały cztery detale wymontowane z uszkodzonych maszyn przez nocną zmianę. Obejrzał je krytycznie. Pokruszone, wytarte tryby, wyrobione panewki…"
Stara fabryka czasy świetności ma dawno za sobą. Chociaż trudno ustalić kiedy te czasy miały miejsce. Powstała jeszcze w czasach carskich, przeżyła dwie wojny, sanację, socjalizm, jednak czasy współczesne okazały się zbyt trudne …
Kiedyś był to ogromny zakład, obecnie została tylko niewielka część. Jednak jakby to powiedzieć ... Te hale są znacznie rozleglejsze, niż mogłoby się wydawać... 
A i pracownicy nie byli tu całkiem zwyczajni. Niektórzy do tego stopnia zżyli się ze swoim zakładem, że przepracowali tu blisko 80 lat, a do odejścia na emeryturę nie zmusiła ich nawet własna śmierć. 
Z puntu widzenia pracodawcy, zatrudnianie nieżyjących pracowników ma same plusy. Nie chodzą na urlopy, zwolnienia, za bardzo nie piją, a doświadczenie zdobyte w ciągu kilkudziesięciu lat pracy jest bardzo pomocne. Dlatego w pewnym momencie zakład prosperował bardzo dobrze. 
Budynki powstały jeszcze w czasach carskich, jednak obecnie nie remontowane popadają w ruinę. Bezklasowe społeczeństwo komunistyczne, o którym pisał Lenin, powstanie nie wcześniej niż za tysiąc lat! Te mury, chociaż to dobra carska cegła, nie wytrzymają tak długo.
Mówiąc o Druciance, nie sposób nie wspomnieć o jej rewolucyjnych tradycjach, oraz o walkach jakie się tu toczyły. 
Zakład był istotnym ośrodkiem ruchu robotniczego w Warszawie, a pracownicy często organizowali strajki. Przed bramą wmurowana została tablica, upamiętniająca wiernego syna narodu - Karola Wójcika.  
Do tego jednak wrócimy, bo człowiek patrzy na tablicę a potyka się o klapy. 
Jak wszyscy wiedzą - Wampir z Bytomia atakował na trasie linii tramwajowej 6. Tutejszy upodobał sobie zapewne 13. Ale do wampirów wrócimy za chwilę. 
Już od wejścia zauważamy, że występują tu formy życia, których raczej nie powinno tu być.
Wracając do strajków : w 1914 roku domagano się podwyżki płac, w 1916 roku domagano się żywności i odzieży ochronnej, a w latach 1934-1935 protestowano przeciwko obniżkom płac. Średnio w ciągu roku w Druciance strajkowano kilka razy, od paru godzin do kilkunastu dni.
W 1918 roku robotnicy uczestniczyli w rozbrajaniu Niemców, natomiast w 1919 roku w fabryce przeprowadzono rewizję. Powodem było podejrzenie ukrycia broni zarekwirowanej rok wcześniej Niemcom i mającej służyć przyszłej komunistycznej milicji narodowej.
Podczas kampanii wrześniowej zakład został zbombardowany, a część budynków uległa zniszczeniu lub utraciła dachy na skutek pożaru. W okresie okupacji firma działała pod niemieckim zarządem komisarycznym.
Od połowy 1940 roku na terenie zakładu zaczęła ukazywać się konspiracyjna gazeta, o czym zawiadomił gestapo jeden z konfidentów, przekazując równocześnie listę czytelników. Zostali oni aresztowani w październiku 1940 roku podczas zorganizowanej akcji. Gestapo aresztowało ponad 30 pracowników, w tym Karola Wójcika, których deportowano do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Z aresztowanych robotników wróciło tylko pięciu.
W 1944 roku na polecenie Władysława Dworakowskiego powstał na terenie fabryki komitet samoobrony mający na celu ochronę zakładu przed grabieżą i zniszczeniem. Podczas ewakuacji fabryki przez Niemców zdołał on ukryć pasy transmisyjne, smary, cynk, ołów, silniki elektryczne, a nawet wagony z węglem, drutem i inne materiały produkcyjne. Fabryka uległa spaleniu we wrześniu 1944 roku w czasie walk o wyzwalanie Pragi.
Takie krwawe wydarzenia musiały pociągać za sobą ofiary. Ślusarz Marek zginął w czasie rewolucji tysiąc dziewięćset piątego. Następnie, poległ jeszcze w piętnastym, dwudziestym pierwszym, trzydziestym dziewiątym, czterdziestym piątym… Niby w warunkach wojennych zawsze jest bałagan i problemy z papierami, ale z pewnością za którymś razem odnotowali to w ewidencji...
Dyrekcja nawet jeśli czegoś się domyślała, to przymykała na to oko. 
"
Jestem pragmatykiem i technokratą. – Dyrektor wypił haust koniaku jak lekarstwo. – Dla mnie liczą się wyniki produkcji. Człowiek też się liczy, ale w granicach rozsądku oczywiście. Jeśli ktoś nie wyrabia normy, leci za bramę. Jak ktoś przekracza, dostaje premię. Proste jak budowa cepa. Jest surowiec, są maszyny, robi się produkcję na podstawie zleceń z góry".
''Pracownik jest od tego, żeby stał przy maszynach i w miarę możliwości nie marudził. Jak ktoś dobrze pracuje, to nie patrzę, czy jest rudy, zezowaty, homoseksualista, opozycjonista, jehowita, czy, dajmy na to, wampir. A robotnicy? To prości ludzie, widzą, że ktoś jest fachura i zapieprza z nimi ramię w ramię, to też okazują szacunek i nie zastanawiają się nad jakimiś duperelami w rodzaju daty urodzenia.''
Aby stać się wampirem nie trzeba zostać ugryzionym. Wampirem człowiek staje się po śmierci, nie wiadomo dlaczego. Może to dziedziczne, a może mutacja genetyczna. Ślusarz Marek stał się wampirem, kiedy wpadł pod dorożkę i obudził się w trumnie.
Oprócz wampirów, w Druciance pracują i mieszkają również inne byty bionekrotyczne : zombiaki, wilkołaki, utopce, jetinsyny i mackowaci. Zajmiemy się nimi za chwilę. 
Miejmy tylko nadzieję, żeby cieć nie okazał się wampirem i nie zakłócił nam naszego dzisiejszego spaceru. A teraz kilka słów o naszym dzisiejszym próchniaczku. 
Fabryka Drutu, Sztyftów i Gwoździ, zwana Drucianką, została uruchomiona w 1899 roku. Nie możemy niestety zdradzić lokalizacji. Powiemy tylko, że znajduje się gdzieś w województwie mazowieckim. 
Zakład szybko stał się głównym producentem gwoździ, łańcuchów, siatki metalowej i drutu kolczastego na terenie ówczesnego Królestwa Polskiego, przez co była jednym z najważniejszych zakładów przemysłowych dawnej Pragi. Była też czołowym producentem drutu, gwoździ i łańcuchów na teren Cesarstwa Rosyjskiego.
W 1922 roku przedsiębiorstwo przekształciło się w spółkę akcyjną z kapitałem belgijskim i powstawały w nim: drut żelazny jasny, żarzony, cynkowany, telefoniczny i telegraficzny, odpowiadający warunkom technicznym min. poczt i telegrafów, drut stalowy do wyrobu lin i sprężyn, drut kolczasty, skoble do drutu kolczastego, niciki i łańcuchy oraz wszelkiego rodzaju gwoździe i sztyfty. W 1938 roku jego asortyment rozszerzył się o sprężyny i kable.
W 1946 roku zakład został znacjonalizowany jako Warszawska Fabryka Drutu i Gwoździ im. Karola Wójcika, a w 1952 roku zaczął specjalizować się w wyrobie sprężyn dla przemysłu motoryzacyjnego, lotniczego i rolniczego i zmienił nazwę na Warszawska Fabryka Sprężyn im. Karola Wójcika.
Czasy socjalizmu wymogły przystosowanie do produkcji nowego asortymentu, jaki akurat był niezbędny. 
Zakład produkował rozmaite elementy, począwszy od podajników sznurka do snopowiązałek, poprzez wirówki do frakcjonowania cząsteczek uranu aż do małych turbinek, będących ważnym elementem silników rakiet przeciwlotniczych i przeciwpancernych, oraz większych, przydatnych do budowy na przykład pocisków międzykontynentalnych, zdolnych przenosić to, co udałoby się uzyskać za pomocą turbinek mniejszych w wirówkach do uranu.

Jakkolwiek carskie budynki zachowały się w jako takim stanie, tak cały park maszynowy od dawna kwalifikował się na złom lub do muzeum. Carskie obrabiarki sypały się na potęgę. Do sanacyjnych od dawna brakowało części zamiennych. Sowieckim zbywało na precyzji. Najnowsze, te z lat sześćdziesiątych, też już swoje odsłużyły.
W kącie jednej z hal stały zawinięte w folię maszyny, sprowadzone za Gierka. Maszyny angielskie nie dość, że nacinały gwinty w odwrotnym kierunku, to jeszcze wyskalowane były w calach. Francuskie, delikatne, nie wytrzymywały skoków napięcia w fabrycznej sieci, a nowych silników nie było skąd wytrzasnąć.
Przy tak wysłużonych maszynach wampiry miały pełne ręce roboty. Ślusarz narzędziowy Marek i spawacz Igor - wampir komunista, codziennie zmagali się z dorabianiem wytartych części. 
W starych, carskich i sanacyjnych maszynach mosiężne zębatki ścierały się na proch. Dokumentacji technicznej nie było, więc wampiry musiały dorabiać każdy element na oko, lub spawać czy łatać na śruby. 
Dla zamydlenia oczu ewentualnej kontroli BHP, na naprawianych elementach umieszczali swastyki, żeby w razie czego było, że to jeszcze Niemcy naprawiali. 
A podziurawione dachy jak stały 30 lat temu, tak stoją do dziś. 
Oprócz wampirów, w Druciance spotkać możemy również zombiaków. Łażą, cuchną i gubią odłamujące się części ciała. 
Zombiaki tworzone były najczęściej przez Urząd Bezpieczeństwa za pomocą podania zatrutej tuszonki. Tym sposobem tworzono z nich tzw. nekroagenturę, aby mieć kontrolę nad wybranym środowiskiem. 
W Druciance pracował technik - zombiak Zenek, który zobowiązany był do donoszenia na innych umarlaków i do likwidowania niezarejestrowanych zombie. 
Do kontrolowania pogłowia umarlaków powołany był w ubecji specjalny wydział Z. Naczelnik wydziału musiał co jakiś czas zdawać raporty z wyników pracy samemu Towarzyszowi Pierwszemu. Z jednej strony wyniki na papierze musiały być, żeby istnienie wydziału miało sens. Z drugiej zaś, gdyby wszystkie martwiaki zostały wytępione wówczas wydział nie byłby już potrzebny. 
'' Eeee… chodzi o to, że aktualna mądrość etapu polega na tym, żeby to nieumarłe bydełko zwalczać intensywnie i ofiarnie, nie szczędząc krwi własnej i cudzej, ale żeby je tak do końca zwalczyć, to w tym momencie niewskazane! To brzmi z pozoru reakcyjnie, ale gdyby się głębiej zastanowić, jest nawet logiczne. Teza, antyteza, synteza, dialektyka! ''
'' Jak widzicie, towarzyszu, wykrywalność zombiaków wzrasta. – Wskazał czerwoną linię. – Ich likwidacja także przebiega planowo. Reagujemy elastycznie na zagrożenia. Niebieska linia podążała ślad w ślad za czerwoną. – Tendencja wyraźnie rosnąca – mruknął generał jakby obojętnie i krzywiąc się niemiłosiernie, pociągnął kolejny łyk zajzajeru''
'' Zombiaki? – Mamy w Warszawie nie więcej niż cztery, może pięć sztuk. W zasadzie niegroźne dla otoczenia, tylko śmierdzą. – Syrenki? – Sypiemy truciznę do rzeki. Ale po prawdzie z akt wynika, że ostatni egzemplarz zaobserwowali agenci przedwojennej „dwójki”. – Nefrytow wił się jak piskorz pod świdrującym spojrzeniem Pierwszego. – To znaczy w sierpniu trzydziestego dziewiątego podobno znaleźli martwy egzemplarz, a z ciała wydobyli kule z niemieckiego schmeissera… Wedle legend syreny w magiczny sposób chroniły miasto, no i zaraz potem… – Dziękuję, znam historię. Krasnoludki? – Nie wiadomo, czy kiedykolwiek istniały. – Ale truciznę po lasach rozkładacie? Tę, co ją kręcicie w laboratorium w piwnicy. – Melduję, że tak, zasadniczo to rozkładamy, ale tylko pro forma trzy kilogramy rocznie w Lasku Bielańskim i Puszczy Kampinoskiej. Oczywiście na papierze wygląda to odrobinę inaczej.– Na papierze są trzy tony. I zapewne jest skuteczna jak diabli, skoro nikt nigdy nie widział krasnoludków. A zwierzęta leśne od tego nie pozdychają? – Melduję, że krochmal zmieszany z barwnikiem spożywczym nie jest dla zwierząt szkodliwy. – Rusałki? – Brak danych. – Ufoludki? – Wszystkie obserwowane latające talerze to, jak ustaliliśmy, zamaskowane pojazdy zwiadowcze NATO, być może oparte na kradzionych technologiach Trzeciej Rzeszy. Ale to nie mój wydział. – Diabły? – Religia to też nie mój wydział. – No tak. Wilkołaki? – Cztery rodziny. Pod ścisłą kontrolą, choć to w zasadzie zbyteczne. Wilkołactwo jest uleczalne, to znaczy – poprawił się major – wyrasta się z niego. Wilk żyje krócej niż człowiek i w końcu zdycha, a człowiek żyje spokojnie dalej i już się nie przemienia. – A wampiry? Mam na myśli te prawdziwe. – Wszystkie zewidencjonowane i pod kontrolą. Tak po prawdzie można by je zlikwidować, tylko nie ma po co. Są społecznie nieuciążliwe. A nawet pożyteczne, bo prawie wszystkie mimo przekroczenia wieku emerytalnego pracują.''
Udajemy się podziemia starej fabryki. 
Te podpory pamiętają jeszcze Karola Wójcika.
A tutaj chyba ktoś umarł ... ale zaraz potem wstał. 
Nie wiemy do końca które budynki przetrwały, które stoją tu od początku, a które od czasów bardziej współczesnych. Pewnie nikt tego nie wie, za sprawą występujących tu anomalii. 
''Już w latach dwudziestych orientowano się, że przestrzeń techniczna długo pozostawiona sama sobie dziczeje. Zaczyna się z nią dziać coś niedobrego. Nieużywane maszyny włączają się same z siebie. Po układach zaczynają błądzić dziwne prądy... Co gorsza, z czasem takie pozornie martwe i opuszczone miejsca zaczynają z nudów generować swoich nowych użytkowników.''
''Wszystko się zgadza – burknął ślusarz. – A to, co się nie zgadza, tworzy rozmaite fałdy i anomalie. Dostępna do pomiarów powierzchnia to jedno. A faktyczny rozmiar to coś zupełnie innego. – Chce pan powiedzieć, że moja fabryka jest większa, niżby to wynikało z pomiarów zrobionych wzdłuż linii jej murów?! – wykrztusił szef. – Znacznie większa. – Na twarzy wampira nie drgnął żaden mięsień. – Anomalie są największe tam, gdzie nikt się nie zapuszcza. Maszyny stworzono do pracy. Cholernie nie lubią bezruchu. Z czasem takie martwe strefy zaczynają żyć własnym życiem. Im dalej od codziennej ludzkiej krzątaniny, tym dziwniejsze rzeczy się dzieją.''
'' – Pan zna moce wszystkich maszyn? – zaskoczył go pytaniem ślusarz. – Mam w dokumentacji... – Próbował pan kiedyś zsumować pobór prądu wszystkich urządzeń? – Nie. Przecież państwowy prąd i tak dostajemy i rozliczamy inaczej... Ale faktycznie rachunki dość wysokie. – A zużycie wody? – Też spore. Kiedyś nawet się zastanawiałem, do czego, u diabła, aż tyle jej zużywamy... przecież nie w procesach technologicznych. – Zachodnie hale to wierzchołek góry lodowej. Anomalia... Proszę sobie wyobrazić gigantyczny nowotwór. Rak w żywym organizmie sieje straszne spustoszenie. Przede wszystkim obudowuje się siecią naczyń krwionośnych, żeby czerpać substancje odżywcze. Tu jest podobnie. Te hale ssą wodę, zużywają prąd i cholera wie co jeszcze. – To tam w dodatku odbywa się jeszcze jakaś produkcja?! – Tak. Przecież porzucone maszyny, jak już się włączą, nie będą w nieskończoność pracowały na jałowym biegu. – To by oznaczało, że część naszej załogi, zamiast wytwarzać produkcję zgodną z zamówieniami... – Nie. Anomalia ma własną załogę... Niewiele wiem na ten temat, ale jak się pracuje tyle lat, ile ja, to wiele dziwnych rzeczy człowiek usłyszy albo zaobserwuje... Mówię to wszystko, żeby zrozumiał pan powagę sytuacji. – No a wytwory? Skoro idzie tam jakaś produkcja, to powinny być jej efekty... – Część podrzucają nam w zamian za surowiec. Sam pan wie, wytwarzamy tyle rozmaitego asortymentu, że nie da się wszystkiego dokładnie policzyć ani zinwentaryzować. W magazynach są przecież tysiące skrzynek bez żadnych oznaczeń albo takich, których oznaczenia nijak się mają do spisów inwentarza. – To dlatego w zeszłym miesiącu mieliśmy w wykazie produkcji siedemdziesiąt bloków silnikowych do przedwojennego fiata, do których wytworzenia nikt nie chciał się przyznać! Chyba rozumiem – bąknął dyrektor.''
Podobno anomalia występuje w Starej Wzorcowni, jednak nikt nie wie, gdzie ten budynek się znajduje. 
Przejścia przez granicę światów pilnuje wielki kot, tricolor. Podobno należał do Karola Wójcika i ratował go przed aresztowaniem, zabijając carskich żandarmów stalową belką...
Jeśli to prawda, to kot ten musiałby żyć ze sto lat. Aby go przekupić, zabraliśmy wiadro ze śledziami. 
W drodze do Starej Wzorcowni spotykamy Utopców. A Utopce nie lubią, jak się włazi na ich teren. 
Dalej jak widać siedzą Mackowaci. Wyjątkowo nieciekawe osobniki. 
To być może jest hala Starej Wzorcowni. Ale gdyby tak było, produkcja powinna trwać na dobre. 
Produkcję nadzorują Jetinsyny - synowie Yeti. ("Biega w skrócie o to, że ludzkość jest od tysięcy lat gnębiona, prześladowana i wyniszczana przez ukryte wśród was małpoludy. Tu nie muszą się ukrywać... Naprzód. Ja muszę się przyczaić. Oni jedzą koty.").
Pracę robotników nadzoruje tu Oktojetinsyn. 
'' Osiągnęliśmy tu znaczący postęp, jeśli chodzi o badanie granic wydajności pracy poprzez zwiększanie wydolności fizycznej ciała ludzkiego – kontynuował brygadzista. – Ci ludzie w ciągu ostatnich czterech dekad osiągnęli stopień doskonałości robotniczej, którego nie zdołali w swoich zakładach i obozach osiągnąć ani kapitaliści, ani komuniści, ani nawet naziści. Proszę sobie wyobrazić, że nasi pracownicy zdołali się wdrożyć do pracy w systemie trzyzmianowym. – To takie trudne? – nie zrozumiał Marek. Sam przecież nieraz zapieprzał na nocki. – Oni pracują w trybie ciągłym, trzy zmiany na dobę! – wyjaśnił z dumą małpolud i strzelił z bata. Najbliżsi zwiększyli tempo szlifowania. – Oczywiście stała obecność metalowego pyłu, smarów i innych zanieczyszczeń odbija się negatywnie na zdrowiu, ale dzięki uzdrawiającemu wpływowi wysiłku fizycznego zdołali to przezwyciężyć, a nawet wpletli towot i tlenek żelaza w naturalne procesy fizjologiczne organizmów. W skrócie mówiąc, mają mięśnie jak z żelaza, a dobrze natowotowana skóra nie pęka. – Aha – bąknął wampir. – Coś jakby bioroboty, cyborgi czy jak to zwać... – Używamy określenia „nadrobotnicy”. ''
''– Zaraz, zaraz. – Marek przyjrzał się łachmanom wiszącym na na wpół zmumifikowanych ciałach. – Te uniformy... Wydają mi się znajome. Łachmany, przeżarte smarami i pyłem, były jednolicie burego koloru, ale kształt naszywek na rękawach i nad kieszeniami kazał domyślać się w nich run SS oraz hitlerowskich orłów trzymających w szponach swastyki. Małpolud przechylił głowę i spojrzał na wampira. Uśmiechnął się, odsłaniając zęby. Strzelił z bata, a pilniki w rękach tych dziwnych towotowych zombiaków zwiększyły tempo ślizgania się po metalu. – To Niemcy, oczywiście. I z SS, i z Wehrmachtu. Wpadli podpalić naszą fabrykę, ale nie wszystko poszło zgodnie z planem i musieli zostać. Przechodzą tu proces resocjalizacji przez pracę. Dobrze gadam? – Dźgnął wampira rączką bata w żołądek. – Zupełnie słuszna idea – przyznał Marek. – Ale co też oni wytwarzają? – Zworki do kotłów parowozowych. To bardzo ważne, żeby mieć w kotłach dobre zworki. To przecież jeden ze sztandarowych wyrobów naszej kochanej Drucianki. – Oczywiście – przyznał Marek. Grzebał rozpaczliwie w pamięci, przeglądając wytwarzany niegdyś asortyment. Z tego, co wiedział, Drucianka nie wytwarzała nigdy elementów do lokomotyw... Ale ostatecznie pracował tu przecież z przerwami. ''
''– A jak skończymy wytwarzać zworki, to je zamontujemy w naszej małej lokomotywce. – Małpolud wskazał koniec hali. – O choroba – syknął wampir. Na przebiegającym przez budynek torowisku stało podwozie czegoś, co wyglądało na gigantyczny parowóz. – Robota nie idzie nam, niestety, szybko – westchnął oktojetinsyn. – Biuro konstrukcyjne co chwila zmienia koncepcję. Ale przez czterdzieści lat udało nam się zbudować naprawdę dużo. Oczywiście, gdy skończymy, pojedziemy wszyscy razem. Wtedy nie będą już miały znaczenia różnice doktrynalne. Marksiści-leniniści i marksiści-hitlerowcy dzięki uszlachetniającemu wpływowi wspólnej pracy staną się braćmi klasowymi, a ewentualne różnice w zbrodniczości obu systemów przestaną mieć znaczenie, bo pachołkowie tak jednej, jak i drugiej władzy będą dokładnie tak samo zrobieni na szaro. Machnął batogiem na odlew, zmuszając Niemców do jeszcze szybszego szlifowania. – Gdzie pojedziecie? – wykrztusił Marek. – Tego dokładnie nie wiemy. Nad planem podróży pracuje komisja nomem omen planowania. Opuścimy Druciankę i wyruszymy gdzieś dalej... W góry, nad morze, do miejsc, gdzie trawa zielona, a woda przejrzysta... Cały wielki świat czeka, żebyśmy go zatruli dymami i zapaskudzili ściekami''
Opuszczamy Starą Wzorcownię, chcąc jeszcze trochę pożyć. 
Nieopodal stoją auta tych, co nie mieli tyle szczęścia. 
Części z nich zostały zapewne zaadaptowane do budowy parowozu. 
W halkach wybudowanych w latach 80-tych znajdowały się różne zakłady, firemki i warsztaciki. 
Działał tu m.in. warsztat naprawiający busiki T3. 
Był też dziwny skład urządzeń gastronomicznych. 
Pora się ewakuować. Mackowaci śledzą każdy nasz krok. 
Na koniec zwiedzimy budynki biurowo-mieszkalne. Znajdowała się tu portiernia oraz luksusowy apartament dyrektora. 
Fabryka przetrwała czasy carskie, sanację, dwie wojny i socjalizm. Ale nastała zima i rozpoczęło się wyburzanie ...
Cytaty w odcinku pochodzą z książek Andrzeja Pilipiuka : Wampir z M3, Wampir z MO i Wampir z KC. Jeśli chcecie poznać prawdziwą historię Drucianki, zapraszamy do lektury. My co prawda nie wierzymy w takie opowieści ...
Nagle usłyszeliśmy stuk. Poczuliśmy na karku czyjś wzrok. Obejrzeliśmy się. Kot Karola Wójcika siedział na obudowie frezarki. 
Do zobaczenia !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz