wtorek, 12 lipca 2022

FABRYKA ROZPYLACZY

Publikacja zdjęć z PZL przeciąga się nieco w czasie, jakieś 10 lat :) Ale ilość materiału powoduje, że z roku na rok jest to jakoś odkładane. Trzeba będzie w końcu nad tym się pochylić, a jak na razie pokażemy inny PZL, z którego zdjęć jest zdecydowanie mniej, chociaż jak to zwykle bywa trudno jest wybrać i i tak wrzucone jest za dużo. 
Nasz dzisiejszy próchniaczek jest niepozorny, nie widać go z ulicy, chowa się gdzieś w zaroślach, w środku lasu. 
Pytacie często, dlaczego w środku lasu, skoro jest to w mieście. Odpowiedź na to nurtujące pytanie być może znajdzie się w tym odcinku. A może nie. 
Nazwa PZL wywodzi się z roku 1928, kiedy to powstały Państwowe Zakłady Lotnicze. Nazwa wielokrotnie się zmieniała, począwszy od Zjednoczenia Przemysłu Lotniczego, do Zjednoczenia Przemysłu Lotniczego i Silnikowego „PZL”.
Następnie fabryka podzieliła się na kilka odłamów : PZL - Kalisz, PZL - Rzeszów, PZL - PZL - Świdnik, PZL - Warszawa, PZL - Mielec itd. Nie będziemy się na razie nad tym rozpisywać, ponieważ nie ma pewności, czy to co dzisiaj zwiedzamy, ma cokolwiek z tym wspólnego. 
A mowa o Zakładach - PZL - Wuzetem. Z lotnictwem nie mają jednak za wiele wspólnego.
Fabryka powstała w 1951, czyli nie jest ani stara ani nowa, jednak na tyle stara, aby deweloper nie mógł jej wyburzyć. Jakiś czas temu, przed bramą obiektu stacjonowała policja. Twierdzili, że pilnują zabytku, aby żaden deweloper się nie przecisnął. 
Zakład zajmował się produkcją ni mniej ni więcej tylko rozpylaczy. Były one tak dobre, że na cześć jednego z pracowników - Antoniego, który wyrabiał 500 procent normy, jedną z ulic w Warszawie nazwano ulicą Antka Rozpylacza. 
Później rozpylacze chińskie zalały rynek i produkcja naszych rodzimych przestała być opłacalna. 
Pomimo tego, fabryka działała aż do roku 2014. Wtedy to rozpoczął się proces przekształceniowy, a w roku 2016 przeniosła się do innej siedziby. Pewnie nadal gdzieś produkowane są rozpylacze, ponieważ te chińskie daleko ustępowały jakością. 
A tym sposobem nasz dzisiejszy obiekcik stoi pusty i mamy okazję go zwiedzić. 
Zwiedzanie rozpoczynamy oczywiście od strategicznego miejsca, czyli cieciówki. Jest to strefa buforowa, odrzucająca wszystkie myszy, co by się nie przecisnęły. 
Niestety przynajmniej jeden z zakazów został złamany :)
Widać od razu, że cieciowi nie obca jest nowoczesna technologia. 
A także jest człowiekiem wrażliwym na piękno kobiecego ciała. 
Zakład przywitał nas pięknymi kolorami i podłogami skąpanymi w słońcu.
Na początek, zapoznać się możemy z ciekawą historią firmy, umieszczoną na pamiątkowych tablicach.
Zastanawiacie się pewnie, co to za rozpylacze tu produkowali. Otóż były to rozpylacze czopikowe, oraz otworkowe. 
A działo się to w czasach, kiedy dilerów nie ścigała policja, a przyjmowano ich z honorami. 
Dowiadujemy się, że od 1951 roku zakład wytwarzał pompy wtryskowe, wtryskiwacze i ich części zamienne do większości polskich pojazdów i urządzeń oraz silników diesla renomowanych firm europejskich : Perkins, Man, Deutz, Mercedes, Volvo, Zetor, Liaz, Kamaz. 
Specjalizował się w produkcji najtrudniejszych technologicznie, o najwyższej dokładności wykonania rozpylaczy, elementów i zaworów tłoczących. 
W szerokiej gamie wyrobów znajdowały się : rozpylacze czopikowe, otworkowe, elementy i zawory tłoczące, wtryskiwacze, wtryskiwacze probiercze, rozpylacze i elementy tłoczące, oraz pompy tłoczące. 
Rozpylacze Wuzetem montowane były w silnikach wielu popularnych gratów, takich jak Citroen C15, Żuk, Robur, Mercedes Kaczka, Zastava 615, czy w bliskich naszemu sercu Vw T3 (w wersji silnikowej 1.6D i 1.7D). 
Wyroby eksportowano także do wielu krajów - Do Europy Zachodniej, USA, do krajów arabskich i na daleki wschód. 
Chociaż oficjalne materiały milczą na ten temat, nietrudno się domyśleć, że powstawały tu również podzespoły do najbliższych naszym sercom silników Wola. Zajmiemy się tym przy okazji rozwinięcia tego ostatniego. 
Po maszynach i rozpylaczach raczej niewiele tu pozostało. Ale sam obiekcik ma swój urok. 
Jak każdy szanujący się próchniaczek produkcyjny, nasz dzisiejszy posiada również biurowczyk. Tu w pocie czoła, dzielni inżynierowie opracowywali na deskach kreślarskich rozpylacze do Robura. 
Odcinek zawiera lokowanie produktu. 
Każdy szanujący się zakład posiada również daszek. 
oraz schron. 
I to by było na tyle. Zakład nie jest już potrzebny. Elektryczne Robury nie potrzebują rozpylaczy. Co się stanie z pustymi budynkami, czas pokaże. Do zobaczenia !

 

1 komentarz: